Anno: Mutationem – iskrą i boosterem!

Na Anno: Mutationem spoglądałem przez jakiś czas, od kiedy zobaczyłem zapowiedź wersji na Nintendo Switch. Chciałem wcześniej sięgnąć po wersję na Steam, ale moje zamiłowanie do grania na konsoli Nintendo zdecydowanie zwyciężyło – tak samo, jak miłość do cyberpunka, pixelartu i tego czegoś, co czasami trudno zdefiniować. Serca w grze, a Anno Mutationem ma go wiele.

Gra ukazała się w marcu 2022 na Playstation 4, 5 i PC, a we wrześniu na Nintendo Switch. Pierwszym, co przykuwa w niej wzrok, to nietuzinkowa i bardzo ładnie wykonana grafika łącząca pixelartowe postacie z trójwymiarowym środowiskiem. Tworzy to nieraz piorunujące wrażenie, szczególnie kiedy podczas gry zmieniają się perspektywy, a także dodatkowo poruszają obiekty trójwymiarowe. Wiadomo, że pierwszym, na co się zwraca uwagę, to grafika, a ta tutaj wręcz urzeka. Zarówno w wyglądzie poszczególnych lokacji, ich szczegółowości i sposobu pracy kamery podkreślającej wiele aspektów wizualnych, a także samej rozgrywki. Wszystko tu w tym aspekcie działa bardzo dobrze.

Historia to poszukiwanie brata głównej bohaterki, co zaprowadzi nas do wielu miejsc dość oczywistych, jak inne miasta, ale i takich mniej oczywistych, jak niesamowite podziemne kompleksy czy inne, które zadziwią swoimi rozwiązaniami i samym sposobem wplecenia ich w fabułę.

Hej przygodo!

Opowieść pozwala nam odkryć, kto stoi za zaginięciem naszego brata oraz to, jak wszystko to wiąże się z naszą protagonistką. Zawiązanie fabuły jest proste, ale łagodnie przechodzi od problemów rodzinnych, znajomych i przyjaciół, przez spotykane po drodze osoby, aż po to, z czym i kim przyjdzie nam się podczas naszych poszukiwań zmierzyć.

Fabuła ma swoje mocne punkty, sporo fajnych momentów, oraz kilka zgrzytów. Nieraz przyjdzie nam się szczerze uśmiechnąć, zwykle podczas niejednej wymiany zdań pomiędzy naszą bohaterką Ann, a jej przyjaciółką, która nam wirtualnie towarzyszy podczas gry. Dla odbiorcy, obeznanego z azjatyckim sposobem opowiadania historii, nie będzie to nic nowego, ale osoby niegustujące w takich opowieściach czasami mogą się mocno zdziwić, widząc niektóre rozwiązania fabularne. Ostatecznie nie wszystko w pełni się wyjaśni, niektóre elementy opowieści będą nieco niespójne, a inne trzeba będzie wyciągnąć z logów w komputerach, co nie zmienia faktu, że opowieść sama w sobie jest pełna emocji.

W grze znajdziemy wiele inspiracji – choćby z Metal Gear Solid, Neon Negesis Evangelion, Metroida, jak i wielu innych, znanych tytułów. Jednak jest to dobrze użyta inspiracja, która ze smakiem wpisuje znane motywy w Anno: Mutationem i rozgrywa je na swój sposób. Kolejne wydarzenia, motywy, a nawet zdobywanie nowych umiejętności jest bardzo dobrze wplecione w fabułę i łączy się naturalnie z innymi elementami gry. Warto też dodać, że podczas tworzenia gry, twórcy wspierali się zdaniem fanów i wyszło jej to najwyraźniej na dobre.

Sama rozgrywka to tak naprawdę gra przygodowa, bo trudno określić ją inaczej. To light RPG połączone z platformówką i metroidvanią w bardzo stylowym wydaniu. Miasta przemierzamy pieszo, wchodząc w interakcje z różnymi bohaterami, zbierając przedmioty i wykonując poboczne zadania. Mamy dostępną mapę, możemy także hakować czy włamywać się do różnych miejsc. Wszystko zależy od określonego kontekstu i rodzaju interakcji, a tych jest całkiem sporo.

Pokaż co masz w środku

Zebrane przedmioty możemy sprzedać, rozmontować lub zbudować z nich coś nowego. Większość rzeczy da się pozyskać na kilka sposobów, szczególnie amunicji czy leków, a pozostałe, jak szczególne typy broni czy różne boostery dostępne są tylko w określonych miejscach.

Poza rozmowami i zwiedzaniem metropolii oraz innych miejsc będziemy przede wszystkim walczyć z hordami różnorodnych przeciwników, oraz dużą ilością bossów i sub-bossów. To przekłada się na drzewko umiejętności, podzielone na dwie części, pierwsze uzależnione od zdobywanego doświadczenia podczas wykonywania zadań i walk ze standardowymi przeciwnikami i drugie, z bossami. Pozwala to na rozwijanie elementów związanych z samą postacią, jak i z drugiej strony, na rozbudowanie umiejętności bojowych. Taki podział nie jest idealny, ale dobrze rozgranicza poszczególne zdolności i ich znaczenie dla samej walki, jak i uzasadnia to fabularnie.

Do dyspozycji dostajemy dwa warianty broni białej. Do tego dochodzi tarcza, broń palna i kilka rodzajów granatów. Każda broń występuje w kilku odmianach, z różnymi dodatkowymi efektami, które możemy także podbijać za pomocą dodatkowych rozszerzeń. Mamy także różne mikstury leczące i poprawiające chwilowo nasze statystyki. Walka jest dynamiczna, bardzo efektowna i przyjemna. Nie stanowi dużej trudności, ale niektórzy bossowie potrafią napsuć przez chwilę krwi na normalnym poziomie trudności. Po zakończeniu zabawy możemy także wskoczyć do New Game+. Podczas gry kluczem do pokonania przeciwnika jest jego obserwowanie i odpowiednie przeciwdziałanie, bo bezmyślne pójście na siłę kończy się zwykle koniecznością wgrania ostatniego punktu zapisu (a zależnie od lokacji, gra potrafi zmusić do chwili czekania, aż się załaduje).

Muzyka przyjemnie umila czas, tak samo, jak warstwa dźwiękowa, która umiejętnie podkreśla charakter gry. Ma w sobie sporo miłego elektronicznego plumkania, nieco pompatyczności w kilku scenach i fajnego tarcia metalu, iskier i elektroniki podczas walki.

Polecam i pozdrawiam

Anno: Mutationem, to gra przygodowa, platformówkowa, metroidvaniowa, beatem-upowa. To przygoda w niesamowicie urzekającej oprawie, z pomysłową formułą graficzną, łączącą klasykę z nowoczesnością. Mimo tego, że jest liniowa, dobrze udaje otwarty świat, co wymaga nieco eksploatacji i czasami pokombinowania, czy to podczas szukania, czy rozwiązywania mini gierek, także tych środowiskowych. Czas gry to dobre kilkanaście godzin, bardzo miłej rozgrywki, która aż prosi się o kontynuację. Na pewno większą, nieco bardziej dopracowaną fabularnie, ale na pewno w tym samym stylu, gdzie grafika, fabuła i walka idealnie łączą się we wspaniałą przygodę. Gorąco polecam, warto od takiego tytułu zacząć rok! (chyba że czytacie to później – ale i tak warto).

 

sakora