Battle Brothers jest już na Switchu – zauważmy to

Jestem pies na taktyki. Seria XCOM, Final Fantasy Tactics, Tactics Ogre, Heroes of Might & Magic 3 i 5 to rzeczy, w które mogę grać na okrągło. Wymagają ode mnie myślenia, dobrze udają grę dla mądrych, a znane z RPG-ów rośnięcie w siłę właśnie w tych grach najbardziej mi odpowiada.

Nie dziwne zatem, że szukam wciąż taktyków. Battle Brothers to przedstawiciel gatunku, który po bardzo udanym debiucie na Pecetach pojawił się teraz na Nintendo Switchu. Konwersja jest poprawna, interfejs przeciętny, a gra ma za dużo DLC. Niestety gra czasami zarywa i sterowanie powinno być poprawione. Szkoda też, że fabuła nie jest po prostu lepsza.



W grze wcielasz się w szefa kompanii najemników i rekrutujesz żołnierzy, kupujesz im sprzęt, zapewniasz dobre zaopatrzenie i prowadzisz ich do chwały w bitwie. Oczywiście, opłacając ich za wykonywane zadania. Mapa, po której poruszamy się jest proceduralnie generowana, a śmierć jednostek jest praktycznie ostateczna, co powoduje, że to jedna z tych gier, które zjadają czas, ale niekoniecznie prezentują jakąś ważną historię. Co przypomina mi serię Mount & Blade z kapką fantasy – ale tego jest tu nawet mniej niż w Wiedźminie. Postaci mają też swoje charaktery, i zależnie od naszych decyzji będą zadowolone lub nie, co oczywiście ma swoje konsekwencje… czasami bardzo ciekawe!

Oczywiście poruszmy to co poruszone być musi – stylistyce gry daleko do Kartii, czy Fantasy Generala. Jest raczej wymuszona budżetem, niż zamysłem artystycznym i nie ma w sobie tej magii co animowany Ramza z Final Fantasy Tactics. Ale działa – i jest dość neutralna kulturowo. Oczywiście, w samą grę również przyjemniej mi się gra na Nintendo Switch niż na desktopowym pececie, bo taka rozgrywka oraz oprawa pasują mi do handhelda. Szczególnie że wręcz przeciwnie do japońskich gier gatunku, Battle Brothers to troszkę taki generator historii.

Battle Brothers może nie wygląda na wiele, ale to szalenie ciekawa gra.


Pita