Kim jest Tingle – historia szalonego kartografa

W historii gier jest kilka serii, które można uznać za „królewskie”. Stworzyły one własne dziedzictwo, wyznaczają nowe kierunki na kolejnych generacjach sprzętu i opierają się próbie czasu. Taką pomnikową serią jest m.in. The Legend of Zelda, skąpana w morzu tajemnic, smaczków i kontrowersji. Nawet badacze lore TLoZ mają z nią sporo problemów, bo jej chronologia pozostaje mocno dyskusyjna (pomimo określenia jej przez Nintendo). A w środku tego wszystkiego siedzi mały, pomocny przebieraniec posiadający także mroczną stronę – Tingle. O co z nim w ogóle chodzi?

Tingle to najbardziej wyróżniająca się postać w całym zeldowym świecie. W dużej mierze przez to, że wydaje się jakby zupełnie do niego nie pasował. Najlepszym dowodem na jego unikalność jest to, że to jedyny bohater The Legend of Zelda poza Linkiem, który doczekał się własnych gier poza kanonem. By pojąć dlaczego wyróżniono akurat jego, należy poznać historię wielu tytułów i połączyć ją w całość. Tingle to po części symbol, satyra na konsumpcyjne społeczeństwo. Zwłaszcza na facetów, zbyt żałosnych, by wyrwać się ze świata marzeń i zbyt słabych, by oprzeć się wykorzystaniu władzy gdy tylko ją dostaną… ale jednak stanowi dowód na to, że są potrzebni w społeczeństwie. Tingle to także reprezentant osób oszukanych i takich, które żyją z wielką raną w sercu. Nie uprzedzajmy jednak faktów.


Człowiek z mapą

To nie przypadek, że dziwny, trudny do zaszufladkowania Tingle zadebiutował w The Legend of Zelda: Majora’s Mask (N64, 2000). Najmroczniejsza, najbardziej oniryczna i odstająca od reszty odsłona serii narodziła tym samym podobnego sobie bohatera. Powołano go do życia jednak z bardzo przyziemnych powodów, jak zdradził Eiji Aonuma (producent) potrzebowano po prostu kogoś kto będzie sprzedawał Linkowi mapy. Podczas tworzenia MM zastanawiano się jak gracz będzie zdobywać mapy lokacji – chciano przy tym odejść od standardowego szukania ich w świecie gry, lub zwykłego automatycznego pojawiania się ich w menu. Zastanawiając się nad tym „jaka osoba mogłaby sprzedawać mapy?” zrodził się pomysł na 35-letniego, przygrubego faceta z wąsikiem, który marzy o zostaniu wróżką. Dla dopełnienia tego abstrakcyjnego obrazu, ubiera się w zielony kubraczek i obserwuje świat z góry, dzięki balonikowi przyczepionemu do pasa. A skoro ktoś ogląda Terminę z takiej perspektywy to musi być trochę dziwny…

Tingle był postacią humorystyczną, rozładowującą napięcie nie tylko wśród graczy. Przypomina parodię Piotrusia Pana, ale i jednego z pracowników Nintendo. Takaya Imamura, który zaprojektował Tingle’a musiał zrobić sobie żart niebezpiecznie przypomina on bowiem Kojiego Kondo (kompozytora TloZ). Choć to najmniej istotny szczegół dotyczący bohatera w ujęciu całego cyklu to pokazuje w jakim klimacie go zaprojektowano. Nie zapominajmy też, że to dorosły facet przebierający się za wróżkę i noszący czerwoną bieliznę. Typowo japońskie poczucie zbereźnego humoru.
Koola-Limpah

Przy pierwszym spotkaniu Tingle myli Linka z leśną wróżką, samemu także uważając się za reinkarnację leśnych wróżek (mówi też o sobie w trzeciej osobie). Po chwili wspomina o swym ojcu, który każe mu przestać się wygłupiać i dorosnąć. Na marginesie: Tata Tingle’a pierwszy raz pojawił się w Ocarina of Time. Opiekuje się turystycznym centrum na bagnach i wciąż jest zawiedziony swym synem i jego obsesją:

Ojciec: That spoiled child is off playin’ hooky again! A child his age has no business searching for fairies…!”

Syn:My father tells me to grow up and act my age, but why? I tell you…Tingle is the very reincarnation of a fairy!”

Mimo międzypokoleniowego niezrozumienia Tingle pomaga tacie sprzedając tworzone przez siebie mapy (by to zrobić unosi się na balonie przyczepionym do spodni). Wtedy też dowiadujemy się, że wymyślił magiczne słowa „Koola-Limpah” i nie życzy sobie, by ktoś jeszcze z nich korzystał. Jest to nieco przerobiony zapis fonetyczny „kururinpa”, dźwięku jaki Japończycy wydają kiedy chcą pokazać, że ktoś jest szalony. Dopełnia to obrazu niezrównoważonego charakteru tej postaci, ale też przybliża ją graczowi w tym mrocznym świecie.

The Legend of Zelda: Oracle of Ages
(GBC, 2001) to druga gra z serii, w której możemy spotkać Tingle’a. Jak przystało na tytuł na Game Boya Color, jego rola została zminimalizowana, choć daje Linkowi przydatne przedmioty. Upiera się jednak, że jest prawdziwą wróżką. Szajba trwa. Mamy też wybór czy chcemy zostać przyjaciółmi Tingle’a, jeżeli wybierzemy „tak” dostaniemy mapę, która pomoże nam przedostać się przez morze. Ta epizodyczna rola jeszcze nie sugeruje, że mamy do czynienia z mroczną postacią, prawdopodobnie na skraju zdrowia psychicznego.


Za garść dolarów

Po tych niewielkich epizodach przyszła kolej na prawdziwe poznanie Tingle’a w The Legend of Zelda: Wind Waker (GCN, 2002). W tej odsłonie pływający po morzu Link odnajduje pana-prawie-wróżkę w więzieniu. Po uwolnieniu go i zaprzyjaźnieniu się, na pożegnanie dostajemy od niego mapę prowadzącą do Tingle’s Island. Po dotarciu na tę wyspę okazuje się, że Tingle ma trzech braci o imionach: Ankle, Knuckle i David Jr.. Dwójka z nich została zaprzęgnięta do niewolniczej pracy przy kręceniu kołem na wieży, która przypomina totem Tingle’a…

Szybko dowiadujemy się, że w tej części zdobywanie map nie będzie tanie i lepiej mieć sporo rupii przed wizytą u naszego koleżki. O jego istnieniu i zbójeckich cenach wiedzą też postaci ze świata gry, jeden z rybaków mówi tak:

Of course, the thing about this Tingle guy is that when it comes time to pay his deciphering fee, you’d better be ready to fork over some serious dough. Anyone who doesn’t have a deep wallet won’t be reading any maps, that’s for sure.


Na szczęście dzięki podłączeniu GBA do GameCube’a odpalał się specjalny tryb, w którym Tingle pomagał Linkowi odkrywać skarby. Mimo to, jego wizerunek – mimo śmiesznego wdzianka, ruchów i uśmieszku – był mocno demoniczny. Wind Waker odkrywa przed nami nie tylko to, że Tingle jest skłonny do kradzieży (na końcu jego więziennej celi można znaleźć Pictobox, najpewniej przez niego siedział), ale i potrafi uwięzić własną rodzinę na swej wyspie. Jego skłonność do kolekcjonowania rupii jest zatem równie wielka co chęć stania się wróżką.


To samo potwierdza się w The Legend of Zelda: Four Swords Adventures (GCN, 2004), gdzie Tingle jest zdolny do tego, by skraść nasze cenne gemy mocy (Force Gems). Robi to przylatując w miejsce gdzie leżą gemy – możemy go wtedy wyprzedzić, lub zestrzelić jego balonik gdy zbierze je przed nami. Nie jest to jego jedyna rola. Galeria wewnątrz gry (jej zawartość odkrywana jest w trybie multiplayer) znajduje się pod jego opieką . Warto odnotować, że nazywa się ona Tingle’s Tower. Podczas przygody możemy także trafić na zapiski opisujące Hyrule z perspektywy Tingle’a. Jest ich dosłownie kilka, ale skutecznie ukazują, że wciąż żyje w nim wielkie dziecko. Jak możemy przeczytać w jednym z zapisków, opętanie myślą o spotkaniu wróżki wciąż mu nie przeszło:

Tingle hears that little boys and girls who behave get to meet a fairy here. Perhaps if Tingle does his best to be kind, he may meet this fairy face to face! Here’s a good deed! I’ll put up road signs!


W The Legend of Zelda: Minish Cup (GBA, 2004) Tingle znów spotyka Linka myląc go z wróżką. Ma też dla niego nowe zadanie – odnalezienie Kingstone’ów, kamieni o wielkiej mocy. W ich posiadaniu są obecnie jego bracia, jednak jeżeli je odzyskamy i przyniesiemy do Tingle’a otrzymamy odpowiednią nagrodę. Czy jest to chęć szczerej pomocy Linkowi? Nie do końca, ponieważ Tingle wierzy, że tworząc fuzje kilku Kingstone’ów sam w końcu przemieni się we wróżkę.

Mania na stanie się wróżką i pomnażania aktywów staje się zrozumiała w grze Freshly-Picked Tingle’s Rosy Rupeeland (NDS, 2006), pierwszej poświęconej w całości temu bohaterowi. Jest to przede wszystkim tytuł o zbieraniu pieniędzy, w którym poza odrobiną rozgrywki znanej z The Legend of Zelda gracz m.in. targuje się z postaciami ze świata gry (zdarza się, że jeżeli zaoferujemy za jakiś przedmiot zbyt mało w ogóle go nie otrzymamy – trzeba więc dobrze negocjować).

W grze znajdziemy najważniejszą informację dotyczącą całej postaci. Otrzymujemy wytłumaczenie, że Tingle to nie osoba, a styl życia („In Rupeeland, everyone will be made into a tingle!” — The Grand Fairy). Na początku gry – którą zaczynamy jako zwykły 35-letni nieudacznik z naszej rzeczywistości, nie możemy go nazwać tym imieniem. Zamiast tego mierzymy się z klątwą jaką rzucił na nas Uncle Rupee, zmieniając nas w Tingle’a. Początkowo uważamy jednak, że stanęliśmy przed życiową szansą ponieważ, okazując swe przyjazne oblicze obiecuje nam on życie w raju jeżeli tylko będziemy mu dostarczać odpowiednio dużo rupii. Po chwili okazuje się jednak, że jeżeli tego nie zrobimy, zginiemy. Z tego punktu widzenia mamy odpowiedź na to czemu Tingle kręci się w każdej odsłonie TloZ tam gdzie są pieniądze i robi wrażenie kogoś kto kieruje się zrozumiałą tylko dla siebie logiką. Czy jest opętany, lub nawiedzony? Nie wiemy, ponieważ nie jesteśmy w stanie zweryfikować czy postać Uncle Rupee istnieje naprawdę, czy też narodziła się w głowie mężczyzny, który nie ma zamiaru dorosnąć. Prawda jest jednak taka, że rupie, które przeznaczane są na budową wieży do nieba to zwykłe oszustwo… a każdy kto zostaje oszukany traci swoje prawdziwe imię i staje się Tinglem.


Uncle Rupee potrzebuje rupii, by zwiększać swą moc. Ma plan, by dzięki nim każdego na świecie przemienić w Tingle’a. Dlatego naszym zadaniem w grze staje się pokonanie go. Gdy to zrobimy nie tylko deszcz rupii spada na świat, ale i musimy pożegnać się z Pinkle. Pinkle to wróżka uwięziona przez Uncle Rupee, która zdalnie towarzyszy nam w grze i z którą wyraźnie coś łączyło Tinlge’a (I can see how handsome you are! So now it’s time for me to give you a very special reward! Come on, Tingle! Come this way! Close your eyes now! This is your reward! …Enjoy!). Prawdopodobnie stąd wzięła się jego mania na punkcie stania się wróżką . Może wie, że tylko w ten sposób mógłby dostać się do jej świata i znów ją ujrzeć? Jeżeli tak to wychodzi na to, że do pogoni za pieniędzmi nakręca go chęć przeżycia, a do stania się wróżką… miłość. Czy nie czyni go to moralnie dobry bohaterem, nawet pomimo tego jak się zachowuje i postępuje?

Zakochany bez pamięci

Biorąc pod uwagę skomplikowaną chronologię The Legend of Zelda i to, że każda odsłona pokazuje nam nowe inkarnacje postaci, akurat w przypadku Tingle’a możemy założyć, że wszędzie jest tą samą osobą. A przynajmniej wiemy o nim akurat tyle, że jest to możliwe. Istnieje też szansa, że to on stanowi łącznik między wszystkimi wymiarami. Może boskie moce, które na niego wpłynęły są równoznaczne z mocą Triforce? Przecież trzy boginie, które stworzyły świat do złudzenia przypominają potężne wróżki. To, by tłumaczyło wielowymiarową obecność Tingle, jego pojawianie się w grach to zapis jego działalności pod wpływem Uncle’a Rupee, gdy zbierał dla niego pieniądze, by dostać się do raju. To jedna z wielu teorii, bo oficjalnie Freshly-Picked Tingle’s Rosy Rupeeland, tak jak inne gry poświęcone tylko temu bohaterowi nie wchodzą do kanonu The Legend of Zelda. Takie wytłumaczenie wydaje się jednak okropnie nudne.

Najważniejsze co możemy zobaczyć w Tingle’u to odbicie naszej rzeczywistości, lub nawet nas samych. Jest bowiem moment, w którym Tingle sprawia wrażenie bohatera. We Freshly-Picked Tingle’s Rosy Rupeeland możemy spotkać jego wujka, który jest ubrany bardzo podobnie do niego, choć wydaje się nie być pod wpływem klątwy. W tej sytuacji to on ma balon służący do odwiedzania odległych krain i to nasz Tingle, stojąc przed nim, zyskuje figurę bohatera walczącego ze złem. Analogicznie do momentu gdy Link pierwszy raz wpadł na Tingle’a.


Przesłanie jakie można wyciągnąć z tych gier jest jednak jednoznaczne: każdy facet w średnim wieku może stać się Tinglem. Niekochany, bez pieniędzy, odrzucony przez ojca za to, że nie chce dorosnąć. W końcu zmienia się w maszynę do zdobywania jedynej rzeczy nad którą będzie mógł panować – pieniędzy. Gromadzona gotówka jest jednak wodą na młyn złego boga. Tingle jako postać tragiczna poddaje mu się, ciesząc się finalnie wielkim bogactwem. Zakończenie Freshly-Picked Tingle’s Rosy Rupeeland jest bardzo gorzkie, ukazuje, że kupił sobie swoje szczęście. Zebrał ogrom rupii, teraz je co chce i każdy wieczór spędza z inną dziewczyną. Taki miał cel od początku i go osiągnął, nawet pomimo tego, że pokonał Uncle Rupee – manifestację złej strony pieniądza (chciwości i egoizmu). Wróżki, które tak pokochał, reprezentujące dobrą stronę bogactwa (dobroczynność i altruizm) jakby wyparowały mu z głowy. A może Tingle, po odzyskaniu swej prawdziwej osobowości dojrzał i potrafił pożegnać się ze swymi mrzonkami? Przecież nic nie może wiecznie trwać…


Tropem wielkiego oszusta

Mimo swej trudnej do uchwycenia roli, oczekiwania wobec Tingle’a różnią się na Zachodzie i w Japonii. Amerykańscy gracze wręcz go nienawidzą (zaczęło się to na dobre od jego wygórowanego cennika w Wind Wakerze), podczas gdy w Japonii cieszy się dużą popularnością i sympatią. Niechęć jaką zrodził w USA sprawiła jednak, że praktycznie wyparował z dużych odsłon cyklu po WW. Doszło nawet do tego, że w Hyrule Warriors (spin-off zrobiony na modłę Dynasty Warriors przez Koei) nie znalazł się on w podstawowej wersji gry, choć developerzy chcieli to zrobić. Eiji Aonuma zasugerował jednak, by umieścić inną postać zamiast niego. Tingle pojawił się dopiero jako postać w DLC. Mogło to być pokłosie prowadzonej na IGN kampanii przeciwko tej postaci, którą można znaleźć w tekście o wymownym tytule „Die, Tingle, Die! Die!”.


Mimo to ślady Tingle’a zostały w Hyrule – niejako potwierdzając, że prawdziwy heros odzyskał swą prawdziwą tożsamość i żyje sobie spokojnie w naszym świecie jako bogacz… W The Legend of Zelda: Twilight Princess (Wii, 2006) mamy postać Purlo do złudzenia go przypominającą. Aonuma potwierdza, że Purlo to ktoś kto pokazuje jak wyglądałby Tingle, gdyby został realistycznie zaprojektowany. Mimo iż łatwo go skojarzyć z naszym pulchnym znajomym o czerwonym nosie, nie wypowiada jednak ani razu Koola-Limpah. Te słowa są zarezerwowane dla prawdziwego Tingle’a.


Gry z serii, które ukazały się na Nintendo DS – Phantom Hourglass (2007) i Spirit Tracks (2009) mają tylko jego podobizny. W niektórych miejscach można dojrzeć plakat z kimś kto przypomina Tingle’a – prawdopodobnie jest więc poszukiwany. Czy znowu coś ukradł? Dodatkowo w Spirit Tracks można znaleźć też figurki go przypominające, a w Skyward Sword (Wii, 2011) Zelda ma tingle’owego pluszaka na swym biurku. Te manifestacje jego obecności pokazują, że może jednak stał się bohaterem i udało mu się zasłynąć swą wędrówką do stania się wróżką.


Jeżeli chodzi o Breath of the Wild (Switch, 2017), to sprawa jest jeszcze dziwniejsza. Poza wyspą nazwaną Tingel (na której można rozwiązać malutką zagadkę przy użyciu balonów) w DLC do gry znajduje się strój Tingle’a dla Linka. Gdy go założymy część postaci w grze chce nas zaatakować, a część się nas boi. Czyżby ten przyjemniaczek narozrabiał tu przed nami? A może jest uwięziony gdzieś w głębi Tingel Island, wokół której krąży zastanawiająco dużo skywatcherów? Jedna z teorii mówi, że pilnują go, by już nigdy nie zdołał uciec.

Dziedzictwo

Jak przystało na lokalnego bożyszcza – zapewne dzięki luźnej, wesołkowatej krytyce japońskich salarymanów i obślizgłych samotników po trzydziestce – Tingle pomimo zmniejszonej obecności w serii The Legend of Zelda pojawiał się we własnych grach. Poza Freshly-Picked Tingle’s Rosy Rupeeland mogliśmy też ujrzeć go w Tingle’s Balloon Fight DS (2007), malutkiej grze którą mogli nabyć tylko członkowie Nintendo Club. Do samej postaci wnosiła niewiele, podkreślając tylko jak dobrze radzi sobie z lataniem na balonie. Mechanicznie była to po prostu wariacja na temat stareńkiego Baloon Fight. Trzeba jednak przyznać, że ekrany DS-a idalnie się nadawały do takiej zabawy.

Na Dsi ukazał się także zbiór mini-gierek Dekisugi Tingle Pack (2009), co możemy przetłumaczyć na Too Much Tingle Pack. Paczka ta choć otoczona patronatem Tingle’a, miała z nim wspólnego właściwie tylko grafikę w jaką była ubrana. Zresztą, po niecałych sześciu miesiącach zdjęto ją na zawsze z eShopu.

Prawdziwy następca Freshly-Picked Tingle’s Rosy Rupeeland to Color Changing Tingle’s Love Balloon Trip (NDS, 2009), gra która nigdy oficjalnie nie ukazała się po angielsku. 31 grudnia 2017 na stronie fanowskiego projektu ukazał się jednak plik zapewniający pełną translację! Scenariusz ponownie kręci się wokół samotnego 35-latka, który przedostaje się do magicznej krainy, w której funkcjonuje już jako Tingle. Tym razem do świata fantazji przenosi go książka o bohaterze, który opuszcza dom, podrywa kobiety i zdobywa księżniczkę. Utwór zamówił po tym jak zobaczył reklamę w telewizji. Żeby było ciekawiej, w Color Changing Tingle’s Love Balloon Trip musimy nie tylko uwodzić panie (jest to bardziej przygodówka tekstowa), ale i towarzyszą nam trzy postaci: Kakashi, Buriki i Lew. To odpowiedniki Stracha na Wróble, Robota i Lwa z Czarnoksiężnika z Krainy OZ. Cała gra jest pełna nawiązań do tej baśni i jej symboli, nawet nasi bohaterowie spacerują po żółtej drodze. Jedyną możliwością powrotu do swej rzeczywistości jest zatańczenie z księżniczką. Zanim jednak dojdziemy do tego momentu trzeba będzie zbudować romantyczną relację z pięcioma bohaterkami gry – robi się to głównie poprzez dawanie im prezentów. Jest to zatem pierwsza historia Tingle’a oparta całkowicie na nim, poza światem wróżek i księżniczki Zeldy. To obyczajowa opowieść o zwykłym facecie, który staje się Tinglem poza klątwą rzuconą przez Uncle Rupee. Czyli może to spin-off wewnątrz spin-offów? Albo typowy fan service, specjalnie dla facetów, którzy poczuli z Tinglem wyjątkową więź.

Tingle może być każdy

Szukając informacji o Tingle’u, wracając do kolejnych odsłon The Legend of Zelda, przeczesując materiały i filmy, które rzucą nowe światło na tą postać, określenie jej wciąż jest niebywale trudne. Kilka prób podsumowania Tingle’a było już w tym tekście, ale najwięcej o nim wiemy dzięki temu, że we Freshly-Picked Tingle’s Rosy Rupeeland pokazano go jako smutnego, ale zwykłego faceta zmienionego w postać obdartą ze snu, że szczęście może przynieść coś innego niż pieniądze. Przeniesienie go do krainy fantazji to tak naprawdę kontakt z rzeczywistością. Przy pierwszym spotkaniu w Majora’s Mask mamy jednak obraz niegroźnego dziwaka, którego ojciec ma dość tego, że jego syn chce zostać wróżką. Za to Wind Waker ukazuje nam kogoś kto posunął się już do ostateczności, kradnąc, monopolizując rynek i zmuszając braci do niewolniczej pracy. Każde z tych ujęć składa się na obraz ludzkiej psychiki, uginającej się pod trudnościami jakie tworzy życie w społeczeństwie. Oszukiwany, stanowiący zawód, niepopularny, niekochany, samotny – taki jest nasz wesołkowaty Tingle robiący z uśmiechem salta i krzyczący Koola-Limpah. Nie ważne, czy z jego wielu oblicz stworzymy jedną postać, czy też pójdziemy tropem całego uniwersum The Legend of Zelda, że każda część to nowi bohaterowie – zawsze powinniśmy podejrzewać, że za jego kreacją kryje się coś więcej.

Nintendo zapewne nie siliło się na to specjalnie i faktycznie, miał to być tylko dziwak sprzedający mapy. Jednak z czasem dokładano mu tyle cech, że trudno nie uznać go za jakiś sposób komentarza rzeczywistości. Zwłaszcza wtedy gdy Tingle zaczyna bardziej reprezentować gracza niż sam Link, mylony przez niego z wróżką (którą przecież chciałby być). Ile w tym nadinterpretacji, nie wiem, ale podróż przez losy Tingle’a była dla mnie jedną z najciekawszych przygód jakie dają gry. Tak jak pisałem na początku o „królewskich seriach” – możliwość odkrywania takich rzeczy, łączenia tropów i domysłów w jedną narrację jest oznaką wielkości produkcji pokroju The Legend of Zelda. To świetne, że pojawiają się w nich tacy szaleńcy, bo to przez ich oczy lepiej rozumiemy własny świat.

cascad