Starlink: Battle for Atlas – dobra gra z problemem

Starlink: Battle for Atlas to tytuł wydany w październiku 2018 roku na (PlayStation 4, Xbox One i Nintendo Switch), a w kwietniu 2019, także na PC. Gra w wersji komputerowej dostępna jest w wersji cyfrowej, a na konsole także w wersji z fizycznymi statkami, pilotami i broniami. Niestety, pozornie najlepszy element tej gry, fizyczne elementy kolekcji okazały się jej zabójcą.

Wydawało się, że tzw. toys-to-life, które sprawdzało się wcześniej w np. Disney Infinity, Skylanders czy nawet Amiibo, to strzał w dziesiątkę, niestety tutaj nie zdało egzaminu. W wersjach startowych na PlayStation i Xbox dostawaliśmy jeden statek z pilotem i trzy bronie wraz z odpowiednią przejściówką do podłączenia do konsoli. W wersji na Nintendo Switch zamiast statku Zenith dostajemy Arwinga, a zamiast jednej z broni odłamkowej, pilota Fox McCloud, które tworzy crossover ze światem Star Fox (ten exclusiv jest jednym z najlepszych elementów gry, a poro osób mówiło nie o Stalink, a o Starfox z dodatkiem Starlink).

Sam pomysł na grę jest prosty. Otrzymujemy historię kilku pilotów zebranych na statku Equinox, którzy wyruszają do walki z Graxem, który jak to zwykle bywa, chce władać czym tylko się da. Do tego dochodzą przedstawiciele innych kosmicznych cywilizacji, starożytne, zaginione technologie, banici i układ planetarny po którym możemy swobodnie podróżować. Wszystko jest ładne, kolorowe i na miejscu. Co może pójść nie tak?

Gra ma na siebie pomysł

W rzeczywistości dostajemy ubi-game w otoczce science-fiction, która w tej konwencji działa o wiele lepiej niż kolejne odgrzewane Assassiny czy Watch Dogs. Ma w sobie coś odświeżającego i sprawia dużo radości. Sama mechanika to walka z najeźdźcami, zdobywanie sojuszników i przejmowanie kolejnych sektorów i odmiennych planet. Jest tam kilka rodzajów przeciwników, występujących w różnych wersjach, zarówno na planetach, jak i w kosmosie. Dostajemy możliwość budowania kilku rodzajów budowli na planetach, które umacniają nasz sojusz. Do tego dochodzi walka w kosmosie, gdzie możemy trafić na wielkie statki kosmiczne Dreadnoty, myśliwce zarówno z Legionu Graxa, jak i Banitów, bazy kosmiczne, złomowiska i kilka innych ciekawostek.

Na powierzchni planet także znajdujemy konstrukcje pozostawione przez starożytnych, przyczółki wrogiego nam Legionu czy Banitów. Poza tym sporo lokalnej fauny i flory, które tworzą wrażenie żyjącego świata. Mamy tam także możliwość wykonywana kilku rodzajów zleceń, poszukiwań surowców, a nawet poskakać statkiem po starożytnych ruinach. Na planetach zwykle poruszamy się przy powierzchni, a po wylocie na orbitę możemy wyruszyć w kosmos. Sam proces przemieszczania się z planety do gwiezdnego oceanu i z powrotem jest zrealizowany płynnie, co pozwala zachować immersyjną ciągłość rozgrywki.

Gra ma całkiem fajnie napisany scenariusz, bohaterów ze swoimi motywacjami i z przeszłością. Jest po drodze kilka zwrotów akcji, ciekawych rozwinięć historii i dobrych emocji. Dodatkowo na Nintendo Switch otrzymujemy misje fabularne rodem ze Star Foxa, które same w sobie mogłyby być osobną grą. Szczególnie widać to, kiedy podczas gry używamy zdolności specjalnej Foxa, zaczyna grać temat muzyczny Corneria, a z pomocą wpadają skrzydłowi rzucając charakterystyczne komentarze. Efekt za każdym kolejnym razem potrafi być piorunujący.

Wszystko gra, ale…

Od strony mechaniki mamy pilotów o określonych umiejętnościach specjalnych (np. wsparcie myśliwców, działo orbitalne, maskowanie statku czy inne). Mamy statki, które funkcjonują jak „życia”, zanim po zniszczeniu wszystkich zostaniemy przeniesieni do najbliższego punktu odrodzenia (możemy je także wcześniej naprawiać w pobliskich stacjach). Mamy bronie, które skupione zostały wokoło kilku żywiołów, a ich kombinacje wywołują dodatkowe efekty podczas walki. Później mają je także nasi sojusznicy, a odpowiednie dobranie broni pod przeciwnika to gwarancja sukcesu. Wszystkie te elementy możemy albo rozwijać korzystając ze zdobytego doświadczenia lub rozbudowywać za pomocą dodatkowych modułów zdobywanych w grze. Dodatkowo mamy lokację nazwaną Szkarłatnym Księżycem, gdzie poza głównymi aktywnościami możemy zmierzyć się z przeciwnikami w wyścigach lub walkach na arenie.

Sama gra jest bardzo dobrze skonstruowana i nieustannie ma się uczucie jeszcze jednego levelu, co przekłada się tu na jeszcze jeden przeciwnik lub zadanie. Widać w tej grze, że sporo rzeczy było przygotowane pod aktualizację zawartości (z której Ubisoft ostatecznie się wycofało po słabych wynikach sprzedażowych). Mieliśmy otrzymać nowych przeciwników, nowe lokacje, statki, pilotów oraz bronie (tu ewidentnie były przygotowywane kolejne wariacje broni i kilka wariantów z żywiołami byłoby bardzo przydatnych). Niestety nic z tego nie wyszło, a szkoda, bo Starlink Battle for Atlas to dobra gra, która pozostawiła kilka interesujących furtek fabularnych.

W startowej wersji cyfrowej dostajemy, zależnie od edycji standardowej czy deluxe do 6 statków, 9 pilotów oraz 12 broni, a poza tym możemy dokupić dodatkowe rozszerzenia, także fabularne (dodatkowe bronie, pilotów czy statki). Tutaj wydaje się, leży jeden z powodów niepowodzenia tej gry, zbytnie rozczłonkowanie jej na małe elementy, co także widać w wersji fizycznej. Tu ukazała się ostatecznie tylko część kolekcji, zanim zakończono produkcję fizycznych elementów (Starter Pack w dwóch wersjach, 6 statków, 4 pakiety broni, 2 pakiety pilotów, przy czym pakiet ze statkiem zawsze zawiera jeszcze pilota i broń).

Grając cyfrowo możemy przełączać poszczególne elementy statku i pilotów w trakcie gry z poziomu menu. Natomiast w przypadku wersji fizycznej robimy to manualnie, odłączając lub montując wybrane elementy na podstawce. W takiej chwili gra zatrzymuje się, pokazuje od razu zmieniane elementy, a po dokonaniu czynności wystarczy wrócić do gry. Wszystko działa szybko, efektownie i bez zarzutu, a w przypadku zamontowania do statku różnych skrzydeł, rozbudowania ich o kolejne, gra widzi w którą stronę skierowany jest dany element, przez co możemy nawet stworzyć pokraczny i niezbyt funkcjonalny statek z broniami skierowanymi w różne strony. Drobiazg, a cieszy.

Na moment pisania tekstu (styczeń 2023) gra w wersji cyfrowej regularnie pojawia się na wyprzedażach z rabatami na poziomie 75%, co w przypadku wersji Deluxe z dodatkami, jest dobrą ceną. Dostajemy tam praktycznie wszystko gotowe do gry i nie musimy martwić się o to, że nie posiadamy określonego typu broni (koszt wersji Deluxe na promocji na NS na ten moment to ok 100 zł.). W przypadku wersji fizycznej sprawa wygląda inaczej. Można pokusić się o zakup dwóch starterów z rożnymi statkami i dwóch, trzech pakietów broni, co pozwoli już na swobodną grę (koszt jednego startera na tę chwilę to ok 40 zł., wersja PlayStation i Xbox są takie same, Switch jest inna, a pakiety z bronią czy pilotami można znaleźć już za kilka złotych, dodatkowe statki niestety są droższe od zestawów startowych i trudniej dostępne).

Słowem podsumowania

Same fizyczne statki są ładnie wykonane i są całkiem niezłej jakości, podobnie jak figurki pilotów i broni. Statki kosmiczne i niektóre bronie mają podświetlane elementy, które aktywują się po podłączeniu do podstawki. Wszystko wygląda ładnie, a po tym, ile jest w grze zawartości, która aż czekała na rozwój, szkoda, że nie dostaniemy kolejnych fizycznych rozszerzeń, bo poza Foxem McCloudem można było przecież iść za ciosem i dołączyć innych ekskluzywnych pilotów i statki z innych marek na PlayStation i Xbox. Plany na to na pewno były, ale niestety nie będzie dane nam się o tym przekonać.

Starlink: Battle for Atlas pozostaje jednak dobrą i bardzo przyjemną grą. Z ciekawą historią główną i pobocznymi, z fajnie zrealizowanymi scenkami przerywnikowymi, satysfakcjonującymi walkami, miłym lataniem oraz rozwojem postaci, sprzętu i sojuszu. Fizyczne statki to przyjemny element, który można bez wstydu postawić na półce, ale w obecnej chwili lepiej sięgnąć po relatywnie tańsze i bardziej kompletne wersje cyfrowe. Ten tytuł potrafi przyciągnąć na wiele godzin, a ukończenie gry z dodatkowymi aktywnościami to dobre kilkadziesiąt godzin bardzo fajnego grania. Warto poszukać gry na wyprzedaży, szczególnie wersji na Nintendo Switch, bo granie Foxem McCloudem i śledzenie jego przygód jest wspaniałym przeżyciem. Do tego gra ma kompletne, polskie udźwiękowienie, które jest na naprawdę dobrym poziomie. Szkoda, że nie będzie już nam dane nam powrócić na Atlas.

SAKORA