Co jakiś czas w wirnik trendów wpadają terminy, które na stałe dostają się do dziennikarskiego, badawczego i publicznego lingo. Przykładowo; Gamergate stało się nie tylko nazwą konkretnej afery, ale i w pewien sposób terminem określającym seksizm w branży gier, którego kolejne odcinki po prostu oglądamy (ostatnio za sprawą Activision Blizzard). Teraz do “powszechnego” słownika trzeba na stałe wrzucić Metaverse. Nie jest to wyjątkowa nowomowa, znamy to słowo od dawna, jednak hivemind właśnie zaczyna je przyswajać. A gdy hivemind coś przyswaja to wiedz, że coś się dzieje.
***
Wizja z cyberpunkowych książek, opowiadających o życiu w cyfrowym świecie, krok po kroku staje się rzeczywistością. Dzieje się to bez opresji i podziałów klasowych, bez nagłej linii oddzielającej nas od tego co było przed i potem – po prostu przenosimy coraz więcej siebie w wirtualny świat. W większości przypadków tak jest taniej, wygodniej, szybciej i bezpieczniej. Pandemia COVID nie tyle przyspieszyła ten proces, ile sprawiła, że nowi ludzie szybciej przekonali się do zalet tego środowiska, dokonując tak szokującego kroku w swym życiu jak np. zamówienie pierwszej pary butów przez internet. I nie dość, że przyszły im na czas to jeszcze pasowały.
Technologia przegoniła dawne wizje dzięki internetowi w telefonach, które nawet laicy oswoili, nadając im rolę kieszonkowych urządzeń do pokazywania innym swoich zdjęć i opinii. Kolejnym krokiem ma być branża VR, a przynajmniej na to wielki nacisk kładzie Mark Zuckerberg, zapowiadając prace nad platformą Horizon, dzięki której doświadczać interakcji na odległości będziemy w niesamowicie sugestywnym lobby łączącym wszystkie nasze zajawki i dostosowującym treści tak, by zawsze spotkać w nim coś interesującego. A, że jest tego blisko, pokazuje przeskok, jakim pod względem ergonomii stał się Oculus Quest (zwłaszcza OQ2).
Technologiczni giganci idą wspólnie kierunku Metaverse – chcą sprawdzić, byśmy czuli jak najsugestywniej, że jesteśmy gdzieś lub z kimś, będąc w swoim fotelu. A jeżeli tego nie mogą osiągnąć to, chcą stworzyć to jedno miejsce w sieci, w które zaangażujemy się najbardziej na świecie, mając tam swoich znajomych, sklepy, prasę, rozrywkę. Wizja cyfrowej galerii handlowej nasuwa się sama. Tylko tu ma być bardziej komfortowo. Jak zwykle w takich przypadkach laury przypadną tylko dwóm produktom: pierwszemu, który faktycznie zadziała i pierwszemu, który zadziała naprawdę dobrze.
Metaverse to internet, to mmo, to kryptowaluty, portal społecznściowy, to NFT. To coś ponad następnym profilem na social media. To Fortnite, w którym oglądasz koncert, Roblox, w którym robisz gry, Among Us, w którym spotykasz się ze znajomymi, którzy do tej pory nigdy nie grali. To chęć spięcia wszystkiego, co chcesz robić w sieci tak, byś nawet nie myślał o tym, że istnieje inna usługa, platforma, witryna niż ta, do której się przyzwyczaiłeś.
I choć przed chwilą użyłem porównania do galerii handlowych – tworów, które stanowią karykaturę instytucji (ale też łączą w sobie na równi idiotyczność i użyteczność) nie opieram się Metaverse. Od dawna już w nim jestem. Tylko stworzyłem je sam ze swoich spójnych profili i spójnej grupy zakładek w przeglądarce, z których codziennie korzystam, ze sklepów do których podpiąłem kartę i wypełniłem w nich swą listę życzeń. Wiem jednak, że dla większości odbiorców trzeba taki ekosystem stworzyć, opakować i podać gotowy; ujednolicić ile się da i podpiąć do jednego konta, w którym streamuje się gry, filmy i muzykę, a na końcu posypać to wszystko gamifikacją i możliwością bycia premium.
Nie obrażam się na to, bo to po części wygodne i po części… niemożliwe, by stworzyć Metaverse, który całkowicie wyczerpie czyjeś potrzeby. Zbyt dużo zbyt dużych firm jest na rynku i zbyt mocno ze sobą rywalizują, by pojawił się jeden jedyny zwycięzca, tak jak nie pojawi się jedna korporacja, która zastąpi nam całe państwo. Wizje cyberpunkowe są tak atrakcyjne i pobudzają wyobraźnię przez swe skrajności – a w świecie, który my sobie tworzymy, mimo wszystko na tak daleko posunięty monopol nie ma miejsca. Przede wszystkim w rozrywce, którą stoją Metaversa.
***
Sam termin będzie krzepł i poddawał się ewolucji jeszcze długo. Powinniśmy na multimedialne działania gigantów patrzeć też przez pryzmat Metaverse jako słowa, które wydaje się płynnie zastępować coś, co nazywaliśmy ekosystemami. Na szczęście całość opiera się przede wszystkim o content, a ten jest tworzony przez kreatywnych ludzi z każdej szerokości geograficznej, o zupełnie innych wartościach i przekonaniach. Tych ludzi wciąż przybywa, podobnie jak przyziemnych problemów stale wytrącających nas z cyfrowego świata wyskakujących banerów reklamowych. A skoro nie jesteśmy w stanie okiełznać ludzkiej kreatywności i równowagi na naszej planecie, to nie zmienimy się też w roboty opętane przez algorytmy i biblioteki.
Metaverse, a raczej metaversa będą wielkim problemem, wielką ulgą, wielką upierdliwością, wielkim błogosławieństwem. To będzie taki internet, jaki znamy, tylko trochę bardziej ułożony. I zawsze niepełny, bo niemożliwym jest zmieszczenie wszystkiego w jednej usłudze, w ramach jednej, nawet giga-giga korporacji. Ratunek jak zawsze przynosi nasza niedoskonałość – zawsze będziemy potrzebować tego, czego nie mamy.
cascad