Ciągle czegoś szukamy. Rzeczy małych i dużych. Ważnych lub mniej. Zwykle po to, żeby coś osiągnąć. Cel. Spokój. Miejsce. Czas. Rzecz. Jak bardzo górnolotnie by to nie brzmiało zwykle szukamy albo rzeczy małych, codziennych, albo tych nieosiągalnych. Z bardzo różnym skutkiem.
Patrzymy na to przez pryzmat naszych potrzeb i oczekiwań. Szukanie to cześć naszego życia. Nieraz nieświadoma, a innym razem zbyt nachalna. Tak jak my. Nierzadko jednak pozornie małe rzeczy, nieistotne, staja się czymś nieosiągalnym. Błahostki, które wytrącają nas z rytmu na długi czas, a kiedy wydaje nam się, że już się z nimi uporaliśmy, powracają w najmniej (nie)oczekiwanym momencie.
Miałem nieprzyjemność spędzić trochę za dużo czasu w domu, bez możliwości wyjścia, mając za kompana bardzo (nie)popularnego ostatnio wirusa. Trochę mnie poobijał, ale jak to mawia Frank Castle – oberwałem, ale pruję dalej. Miałem to szczęście, że nie było to bardzo dotkliwe doznanie. Wyglądało jak standardowe zapchane zatoki na wiosnę, ale ku mojemu zdziwieniu okazało to się nie tylko to. Teraz, po krótkim czasie po, widzę, że ten wirus pozostawia po sobie ślad. Zmęczenie, bóle mięśni, spadek formy psychicznej. Najgorsze, że nawet nie wiem ani skąd, ani jak się tym ustrojstwem zaraziłem. Byłem bardzo zdziwiony tym, pozytywnym wynikiem.
Kwarantanna
Siedzenie w domu mi nie służy. Jak nie zrobię swoich codziennych kilometrów, robę się nadpobudliwy. Siedzenie w domu na dłuższą metę nie jest dobre. Fajnie, jeśli możesz to robić na swoich warunkach, a nie na obcych zakazach. Jednak trzeba być odpowiedzialnym.
Nadmiarowy czas zacząłem pożytkować, na co się tylko dało, mimo zmęczenia i sporadycznych ataków smarka. W ruch poszły zaległe książki, gry, filmy i seriale. Oraz jeden, dziwnym trafem uchowany na czarną godzinę Gundam. (Chociaż w sumie celowo był zostawiony na moment, kiedy będzie potrzebny na poprawę humoru lub osiągnięcie stanu zen).
Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że ten model był przeze mnie dość długo poszukiwany. Widniał wysoko na liście, ale nie było na niego parcia. Chociaż, kiedy jeden ze sklepów z Gunpla, Zinc Mecha wrzucił jakiś czas temu zdjęcia z nowej dostawy, jeszcze przed wprowadzeniem do sprzedaży kolejnych pudełek, od razu wypatrzyłem ten niepozorny model. GBN Guard Frame. Dzięki szybkiemu kontaktowi trafił od razu na stan, a zanim pojawiły się kolejne modele z tej dostawy, zakup został już sfinalizowany. Obsługa i kontakt z klientem level master pro. Pozornie prosty model, biały, jednak z elementem, do którego mam wielką słabość. Hełm z przesłoną, jak u astronautów. Każda figurka czy model z takim elementem ma u mnie od razu +10 do fajności. Poza tym okazało się, że GBN Guard Frame ma kilka ciekawych, nowych rozwiązań konstrukcyjnych niespotykanych w tej skali modeli (HG), a dorzucenie do niego kilku elementów z zestawów dodatkowych (Seltsam Arms) robi z niego niezłego zabijakę. Czas dokupić jeszcze jednokołowy motorek Meteor Hopper i stanie się wraz z lancą niezłą wariacją na temat stalowego rycerza.
W domu
Niestety okazało się, że nieprzyjemny wirus zatrzymał w domu także moją rodzinę, co niestety mocno nas zasmuciło. Teraz celem stało się przetrwanie tego czasu, który jednocześnie zbiegał się z okresem wielkanocnym i wiosną, która ledwo, co się pokazała. Zamknięcie ma jednak to do siebie, że nieważne jak bardzo kochasz tych, z którymi jesteś, kiedy nie możesz samodzielnie załatwić wielu spraw czy wyjść na spacer, odbija się na kondycji psychicznej i fizycznej. W ruch poszły zakupy online i bezpieczna dostawa kurierem, żeby przede wszystkim złagodzić ten niełatwy czas. Każde potrzebowało czegoś dla siebie. I tak ciągnął się dzień za dniem. Na czytaniu, graniu, oglądaniu (i razem i osobno), czy po prostu zbyt długim przesiadywaniu w internecie.
Kaśka
W tygodniu przedświątecznym ponownie na dostawie Gunpla, tym razem w Plastiq wypatrzyłem coś, co w pierwszej chwili wydawało mi się żartem primaaprilisowym, czymś absolutnie niemożliwym, by było prawdziwe. Sprawdziłem czas publikacji posta, zaledwie kilka minut wcześniej i komentarz, że ktoś już „Kaśkę kupił”. W tym momencie zapaliły mi się wszystkie awaryjne lampki. Czy to naprawdę jest NZ-666 Kshatriya? Były dwa pudełka, jedno się sprzedało. Szybkie logowanie do sklepu, rozmowa o autoryzację z żoną (bo to z jednej strony droższy model, a ostatnio były już różne zakupy growo-ksiązkowo-komiksowe, a z drugiej wolałem nie przesadzić, bo ciężko byłoby to ogromne pudło niepostrzeżenie schować). Bach, trach i zamówienie złożone. Na gębie banan numer 5 (a nawet 6), a pod postem sklepu burza, komu się nie udało tego modelu dostać. Sorry, memory.
Czym właściwie jest Kshatriya? To trudno dostępny, nietypowy i duży jak na skalę HG model (prawie jak większe modele MG). To model, który pojawił się w serii mang i anime Mobile Suit Gundam Unicorn. Na pierwszy rzut oka dziwny, zielony kolos. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłem ten model, z dekadę temu, kiedy zaczynałem swoją przygodę z Gunpla, zastanawiałem się, dlaczego jest dwukrotnie droższy od pozostałych modeli, bo przecież jest jakiś dziwny. Tak było na początku. Trochę czasu zajęło mi zrozumienie fenomenu tej maszyny i szczere polubienie jej designu. Niestety przyszło to zbyt późno. Wiele modeli zakupiłem, a ten zniknął ze stanów sklepów. Kiedy się pojawiał, to w śladowych ilościach, a czasami w zagranicznych sklepach, gdzie koszty wysyłki skutecznie wybijały zakup z głowy. I tak mijały lata. Dla wielu osób stał się on nieosiągalnym marzeniem, chorym snem wariata. U mnie kolejne maszyny lądowały złożone na półce, a młodsza córka sama zaczęła składać swoje Gunpla. Kshatriya stała się domowym dowcipem, co kupić mi na święta? Wiadomo, powodzenia. Chęć posiadana tego modelu była ciągle żywa.
Teraz pudło z modelem leży na stole i czeka na weekend, może najbliższy, może następny. Wreszcie, bo okazało się, że model postanowiła zagrabić moja córka. I nie chciała oddać. Model przyszedł, a młoda z charakterystycznym dla siebie uporem postanowiła go złożyć. Żadne argumenty do niej nie docierały, w sumie to się nie dziwię, Kshatriya to Kshatriya i swoje prawa ma. Usiłowałem na początku jakiegoś handlu za Gundam Try Age Magnum z Zinc Mecha , który dotarł kilka dni wcześniej, ale niestety. Uparła się. Trzeba było działać.
Negocjacje
Nie chciała jej oddać, bo zielony kolor modelu pasuje do jej MS-06 ZAKU II (taa, jest jaśniejszy). Nie i foch. Tak też trzeba było zrobić to sposobem, bo to konfliktowe, nastoletnie dziewczę. Zamówiłem Gundam AGE-1 Titus z jej listy, a do tego jeszcze sklep Plastiq dorzucił od siebie Haro Diva Red i wuchtę naklejek z Koto-Krówką-W-Panterkę, żeby mnie jakoś z tej niefartownej sytuacji wyciągnąć (zamówienie miało panicznie błagalny komentarz). A tu proszę, podejście do klienta przede wszystkim! Tak też udało się! Tak też ostatecznie trochę to trwało, ale udało mi się odzyskać moją Kshatriye od córki. Młoda ma co składać, a po kontroli ramek modelu stwierdziła, że Titus to w sumie Biedronka. Trudno się nie zgodzić. Ma swój urok.
I tak dotarłem do swojego małego celu. Małego i dużego. Trochę to trwało, ale udało mi się zdobyć coś, czego szukałem od dawna. Czy to zmieni moje życie? Pewnie nie. Czy pomoże i się z nim lepiej obchodzić? Pewnie tak, da trochę wytchnienia. Relaksu. Pozwoli osiągnąć ten specyficzny zen przy składaniu. Da poczucie osiągniętego, małego celu. Niby małe rzeczy, a cieszą, czasami dają wiele. Ale najważniejsze, że każdy ma jakieś hobby, małe i duże. Każdy czegoś szuka, długi i krótko. Ważne, żeby szukać w odpowiednim momencie, tej rzeczy, której naprawdę potrzebujemy. Żeby nie dać się temu zbyt mocno zwariować. Tak, żeby samo szukanie nie zatraciło sensu tego, do czego dążymy. Małe przyjemności mają tę moc, że dają siłę na szukanie tych większych. I nic nie odbiera im uroku i przyjemności.
sakora
P.S.1: Plastiq i Zinc Mecha to sklepy prowadzone przez ludzi z pasją, zawsze pomogą 🙂
P.S.2: Wstęp do Gunpla jest tu: https://lavocado.pl/2019/12/06/gundam-gunpla-wielkie-roboty/
P.S.3: Królik z Gunpla na święta po świętach w bonusie. Żadne zwierzę nie ucierpiało, a zostało sowicie nagrodzone żarełkiem i wyczochraniem 😉