Kolejna odsłona stałego, wtorkowego cyklu o tym, jak się żyje z grami. Jak to jest mieć gracza w domu, jak ma się grające dzieci. I o wielu innych sprawach. Growych. Życiowych. Codziennych i niecodziennych. Takich w średnim wieku.
Rodzajów gier jest tyle co rodzajów graczy. Kiedyś gatunek był jasno określony, jednak z czasem granice pomiędzy nimi zaczęły się zacierać. Nawet gry pozornie tego samego rodzaju różnią się od siebie diametralnie. Gry nieustannie ewoluują, tak samo jak ramy, które je określają. Zmieniają się też twórcy gier, jak i sami gracze.
Poszeregowane gatunki
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się poszeregowane. Tu wyścigi, tam sportowe, obok symulatory, dalej przygodówki i rpg. W jednych jeżdżą autami, w innych grają w piłkę, w kolejnych zarządzają miastem, dalej szukają starożytnego skarbu i odkrywają odległe krainy. Mówiąc wyścigi można porównywać Lotus z Forza. Szukając symulatora można latać samolotem w Flight Simulator lub zbierać plony na polach w Farming Simulator. Kopiąc piłkę można biegać piłkarzami po boisku w PES lub szaleć za kółkiem a Rocket League. Zarządzać można miastem w Sim City lub transportem w Cities i wszędzie będą łazić Simsy. Skarbu można szukać na spokojnie, przemierzając Syberię z Kate Walker lub wystrzelić sobie do nich drogę z Nathanem Drake w Uncharted. Starożytne krainy możemy odkrywać z Linkiem w Zeldzie, ale i dać się w nich zatłuc w Bloodborne. Mamy pełną dowolność. Tak samo, jeśli będziemy szukać gry strategicznej czy skradanki.
Myśląc o gatunkach gier, zwykle mamy przed oczami konkretne przykłady tytułów. Baldur’s Gate. Need for Speed. Call of Duty. Rpg, wyścigi i strzelanka. Niby proste. Pytając w drugą stronę po gatunkach także dostaniemy jasne odpowiedzi. Jednak zawsze pojawia się jakieś ale. Bo w jednej grze fabularnej mamy inny sposób rozwoju postaci. Raz jest klarowny, a od innego po prostu się odbijamy. Jest nie do przejścia. Pędząc samochodem po trasach raz mamy zamknięte tory, innym razem długie proste pędzące przez góry lasy i pola. Do tego jeszcze dochodzi model jazdy. W jednym tytule prujemy jak szaleni ścinając zakręty driftem, by w innym nie być w stanie trzymać prostego kierunku jazdy. Strzelając do kolejnych wyłaniających się przed nami przeciwników raz biegamy po wielkich przestrzeniach wraz z wirtualnymi kompanami w jednej z historycznych lokacji, a innym razem przedzieramy się przez duszne i wąskie korytarze pełne obślizgłych obcych na odległych planetach. Do tego każda broń reaguje inaczej. W jednym tytule jest wielki odrzut i ściśle określone strefy trafienia, a w drugiej mamy plastikowe blasterki strzelające bezodrzutowo plazmą. Nie ma jednej recepty na to, co się komu podoba.
Zmutowane gatunki
Gry przez wiele lat ewoluowały od prostych i jasno określonych tytułów do wielkich i często przerośniętych, epickich opowieści. Gry szły śladem coraz bardziej wymagających graczy, oczekujących coraz bardziej rozbudowanych tytułów i mocniejszych wrażeń. Wraz z tymi oczekiwaniami zmieniała się technologia, oferując większą moc obliczeniową i więcej dostępnej pamięci. Wszystko to wzajemnie się napędza i uzupełnia od lat. Twórcy gier szukają nowych środków wyrazu, działy promocji szukają nowych sposobów promocji, a gracze cięgle krzyczą więcej, szybciej, mocniej.
Z postępem ewolucji gier, wiele granic gatunkowych się zaciera. Trudno dostać teraz grę z głównego nurtu, nie niezależną, którą będzie można jednoznacznie zakwalifikować. Nowe odsłony Assassin’s Creed to skradanka czy rpg? Spider-man to zręcznościówka czy beatemup? Nie ma jednej etykietki. Są określenia. Open world. Tylko czy to rpg, skradanka czy survival? Wyścigi. Na torze czy przez lasy. A mogę do tego komuś posłać rakietę w tył czy muszę po prostu zepchnąć go z toru, no, chyba, że nie mogę. Tak samo jak gatunki, poszczególne gry określają zasady, którymi się rządzą. W jednych nie wolno nam tknąć przeciwnika, w innych, jeśli nie wpakujemy w niego tony ołowiu, nie ma mowy o zwycięstwie. Obecnie nieraz mówi się o Ubi-game czy Sony-game, gdzie nazwa wydawcy sugeruje sposób poprowadzenia rozgrywki. Tak samo, jak można spróbować zdefiniować gatunek Beyond Good & Evil, który pożycza wiele elementów z innych tytułów. Action-adventure? Czy aby na pewno?
Niejednorodność
Ja sam gram w wiele różnych gatunkowo gier. Nie mam swojego jednego, ulubionego. Wiele też zależy od konstrukcji gry, sposobu sterowania i tego ulotnego czegoś, co nas porywa. Czasami lubię być złośliwą gąską. Innym razem szalonym kierowcą zaliczającym kolejne takedowny. Tak samo jak wytrawnym kosmicznym marine odstrzeliwującym łby kosmitów. Na równi z tym przeklikuje lokacje w poszukiwaniu małego przedmiotu, żeby użyć go na drugim końcu świata. Nie ma dla mnie jednego gatunku. Nieraz sięgam po gry, które z wielu powodów bym nie sięgnął, a zrobiłem to tylko dlatego, że spodobał mi się jakiś element rozgrywki. I tak przemierzałem wielkie odległości w kosmosie pokonując kolejne hordy przeciwników, powoli chodziłem po tajemniczych wyspach i domach odkrywając czyjeś traumy czy biegałem kameleonem po bajkowych krainach łapiąc kolorowe kryształki. Dobrze sięgać po odmienne tytuły, to pozwala także graczowi na pewną ewolucję, a nie ślepe zamknięcie się w sztywnych ramach.
Co w takim razie definiuje grę? Gatunek jest w tej chwili zbyt rozmyty, rozbudowany i przekombinowany. Twórca, ambitnie podchodzący do swojego dzieła, tak, by było jak najbardziej kompleksowe i we współpracy z marketingiem, buduje je w sposób jak najdłużej go przy nim utrzymać. Gracz, który dostaje grę, która miała być czymś innym niż się spodziewał? Raz szukał wielkiej epopei, innym razem prostej, skillowej rozgrywki. I wszystko się rozminęło. Tak czasami jest, że nieustannie ewoluujące gry rozrosły się do molochów. Rozbudowały mechaniki tak bardzo, że gubią gdzieś to, czym miały być. Mieszają gatunki. Urozmaicają rozgrywkę. Czasami tracą swojego ducha i tożsamość. Nie dają się zaszufladkować. A jednak nadal bawią. Mimo nieporozumień i rozczarowań, a nawet frustracji i przesytu, dalej przynoszą ze sobą przyjemność grania. Są naszym nałogiem i przyjemnością. Nie uciekniemy od nich, ale warto czasami sięgnąć po inne gatunki, tytuły, rzeczy…
sakora