Pograne w lipcu i sierpniu (2020)

Taktyki wciągnęły mnie, na dłużej niż myślałem. Grałem więc więcej, ale w mniej gier. Co poradzić!?
The Coma 2 (jest „na wszystko”, ja grałem na Xbox One)
Uwielbiam pixel-art z czasów SNES-a. Uwielbiam horrory. W końcu musiało mnie to zaprowadzić na trop Clock Tower ze SNES-a w które to… nie grałem. Ale rom z translacją już czeka na PC, Wii i Retro Freak.

W moje ręce wpadła jednak The Coma 2, którą ktoś mi zarekomendował jako spadkobiercę serii. Nie mam pojęcia czy to prawda. W The Coma 2 obserwujemy nasz horror z boku, a podstawą mechaniki jest możliwość schowania się, skradanie się i generalnie uciekanie przed maszkarami. Oraz zagadki. Bo horror musi mieć zagadki. Craftowanie przedmiotów oraz zbieranie dodatkowych notek to raczej standard, ale szkolna atmosfera i brak możliwości walk z wrogami układają się w spójną, przesyconą lekką nutą paniki całość.

Lubię takie tytuły, bo są małe, niezobowiązujące, ale satysfakcjonują. Nasycają. Przerywają między rzeczami większymi.

 

Hyrule Warriors DE (Nintendo Switch)
Jestem ogromnym fanem Zeld w 2D, Majory i Breath of The Wild. Jestem ogromnym fanem Dynasty Warriors. Musou są super. To sloty, bez uzależniania i wydawania gotówki, to idealne odstresowanie, to gry na krótkie posiedzenia i setki godzin. Ale gry z tej serii są nierówne, ich odbiór pokazuje jak bardzo ważne są licencje.
Polecam raczej Fire Emblem Warriors, a nisz-gierkowcom Dynasty Warriors 7, Warriors Orochi 3 Ultimate, czy Dynasty Warriors 5 z dodatkami, ale to naprawdę duża, fajna gra, która po prostu za długo się rozkręca. Ale hej, Twilight Princess też miało z 5 godzin tutoriala, nie?

Fairy Tail (jest “na wszystko”, ja grałem na Switcha)
Licencji nie znam, historii nie znam, na grę trafiłem przypadkiem. Więc – niedobrze widzieć takie rzeczy. Nie wychodzą poza standard dla fanów licencji, nie ma sensu chyba w nie grać. Ale skoro wpadło, czułem, że muszę zagrać, chociażby żeby sprawdzić jakość nowych gier na licencji.

Niektóre są super – Dragon Ball, One Piece, czy FATE. Inne – cóż, zatrzymały się lata temu.

Warriors of Might & Magic (wersja PSone/PSX, to inna gra niż na PlayStation 2)
T
o prawie Heretic II na PlayStation, wykastrowany ze skomplikowana, tego dobrego i tego złego. I jest fajne. Bardzo prosta siekanka, rzecz na 4 godziny, estetyka rodem z pierwszego Quake, czy Soul Reaver. Kompletnie łatwa, z częstymi save’ami, przyjemnymi planszami i taka gra, której na premierę oberwało się, że nie była Soul Reaverem właśnie.
Bardzo relaksująca gra.

XCOM/XCOM Long War/XCOM 2/XCOM: Chimera Squad/Wszelkie DLC (poza modami dostępne na konsole, grałem na PC)
Tak więc grałem setki godzin w te rzeczy na wszystkim i na pewno zasługuje to na osobny, większy tekst, powiem tylko, że Final Fantasy Tactics, Tactics Ogre i Fire Emblem to szczyt zabaw taktycznych na konsole, XCOM tych na PC – bo dzięki modom tam najlepiej smakuje.

Brigandine (Nintendo Switch)

Toporna, skomplikowana, za głośna (wyłączyłem audio), bardzo przyjemna mieszanka gry taktycznej z jRPG. To gra będąca najbliżej konsolowego Heroes of Might & Magic od czasów… Brigandine na PSXa?
Tak szczerze, o ile uważam, że taktyczne RPG są idealne do kieszeni, to Brigandine odrobinę się dusi na Switchu, będąc chwilowo ekskluzywne na nim – co oczywiście Nintendo pięknie zignorowało. A szkoda, bo to bardzo wciągająca gra, co prawda z problemami z usability, przeciętnie-hentajowo-mobilnym stylem artystycznym, ale też ogromnym replayability. Zarazem nie wykorzystuje swojego potencjału – brakuje tutaj swobody, ilości map, ilości kampanii z Herosów.
Szkoda, bo to trochę taka gra na setki godzin, która niekoniecznie oddaje wszystkie narzędzia, by bawić się nią setki godzin. Mimo wszystko – polecam.

***
Tradycyjnie, gram również z wybranką serca mego w kilka rzeczy, jak chociażby The Last of Us 2. Ale do diabła, to taktyki zjadają moje serce, mój czas, moje oszczędności. Wspaniały gatunek.
***

Pita