Co pomaga mi przetrwać izolację

Znaleźliśmy się w rzeczywistości niespotykanej do tej pory w naszym, prawie czystym, zachodnio-postkolonialnym świecie. Do domów wielu z nas wdarł się niepokój, którego na tę skalę nigdy nie było. W publikacjach jakie pojawiają się na Lavocado nie zahaczałem o ten temat. Bo i po co, skoro to strona o grach: radosnych tekstach kultury powstałych na przecięciu humanizmu i twardych umiejętności. Wielu z nas ma jednak za sobą kolejne tygodnie w izolacji, której koniec trudno odgadnąć. Podpinanie się pod to i tworzenie poradników „jak przetrwać” to kwestia co najmniej nieelegancka. Dlatego chciałbym po prostu spisać to co pomaga mi zachować dobry humor, bo nie ukrywam, że (wciąż) czuję się całkiem dobrze w nowych realiach. W sensie: mimo całego tego napięcia, daję radę skutecznie się wyluzować i robić fajne rzeczy. Chciałem to wszystko zapisać, żeby pozostała tu jakaś kartka z pamiętnika z czasów zarazy. Kiedyś może być ciekawie do tego wrócić. Poza tym jest szansa, że komuś posłuży to za inspirację albo podniesie na duchu. Jak to mówi kwiat polskiej inteligencji: u mnie działa.

***
Co pomaga mi przetrwać izolację:

Shin-chan

Codziennie wstaję ok. 7 rano. I jeszcze przed zalaniem pierwszej kawy odpalam TV, w którym na Fox Comedy, aż do dziewiątej leci pasmo kreskówek Shin-chan. Są to krótkie nowelki z życia pięcioletniego chłopca, który jest niczym zjawisko nadprzyrodzone – tak bardzo potrafi z niczego zrobić totalne zamieszanie i zupełnie nieświadomie wpakować innych w kłopoty. Połączenie abstrakcyjnego humoru, slapsticku, odrobiny ecchi i tony pozytywnych emocji ładuje mnie na cały dzień. Ba, gdyby nie Shin-chan to pewnie już dawno odpuściłbym sobie te wczesne pobudki (i w rezultacie czuł się gorzej). Wyjątkowa rzecz i totalny wehikuł do czasów gdy piło się przez słomkę soczek z kartonika.
Maile

To był w zasadzie eksperyment. W zeszłym roku zacząłem komunikować się z kilkoma znajomymi poprzez maile. Zwyczajnie i bez okazji zamiast napisać do nich „co słychać” na Messengerze, lub starając się dodzwonić, przyłożyłem się do dłuższej formy pisanej. Wczułem się w to, by moje maile przypominały listy pisane do siebie przez przyjaciół tak jak to mogło wyglądać lata temu. Opisywałem banalne rzeczy, dosłownie to co akurat weszło mi między palce i klawiaturę. I wiecie co? Wszyscy byli zaskoczeni, ucieszeni i coś odpisali. I tak teraz raz na kilka dni otrzymuję i wysyłam pełne dobrych wibracji wymiany myśli. Pozornie to tylko kilka zdań o niczym, ale totalnie się w to wkręciłem. Ekscytacja przed przeczytaniem zwrotnego maila także jest większa niż mógłbym przypuszczać. Gdy tylko mnie najdzie siadam do PC i piszę, by kogoś zaskoczyć, bo wiem że takie wiadomości w skrzynce to coś czego nikt się nie spodziewa. Ani to reklama, ani nic związanego z pracą, żaden status przesyłki, rachunek, promocja… polecam każdemu pisanie maili do przyjaciół. Otrzymanie „normalnego” e-listu wydaje się w 2020 takie oryginalne. Epistolografia to wspaniała sztuka. Utrzymajmy ją przy życiu.
Podcasty

Od lat nie wyobrażam sobie wielu codziennych czynności bez podcastu odpalonego w tle. Audycje takie jak 8-4 Play, Easy Allies Podcast, Retronauts, Kotaku Splitscreen (no, ten akurat się zawinął), czy nasza rodzima Rozgrywka to coś dzięki czemu można po prostu się dobrze wyluzować i posłuchać czegoś sensownego. A jest jeszcze druga strona monety, czyli samo nagrywanie audycji. Możliwość tworzenia Lavocado Podcast i Lavocado Nocą z tym świrem Sakorą totalnie zrzuca ze mnie stres i daje dużo satysfakcji. To przedsięwzięcie, które totalnie definiuje się jako passion project, a takie lubię i szanuję najbardziej. W obecnej sytuacji ma to megamoc.
Katamari

Nie jest tajemnicą, że jestem totalnie obezwładniony magią serii Katamari. I każdą część poza Me & My Katamari naprawdę długo i dokładnie ogrywałem. Teraz, podczas izolacji dałem jej nową szansę, zakupiłem cyfrowo wersję na PSP, odpaliłem ją na Vicie… i co tu dużo dodawać, znowu mnie chwyciło. Obcowanie z Królem Kosmosu, czytanie jego niesamowitych monologów i podołanie jego wielkim wyzwaniom było prawdziwą przyjemnością. Nawet to najgorsze w historii serii sterowanie jakoś przeżyłem: tak bardzo potrzebowałem cyfrowych witamin. W tych grach jest ich na szczęście mnóstwo.

Final Fantasy VII: Remake

Oh boy. O Remake będzie się tu jeszcze bardzo dużo pisać, a to że wyszedł w takim momencie jest niczym zbawienie. FF7 to dla mnie coś więcej niż gra wybitna, czy doświadczenie pokoleniowe – to także wielki wyznacznik tego czym w ogóle może być gra wideo. I gdy mogę wrócić w miejsca, które znam na pamięć i zrobić w nich coś tak oczywistego (z dzisiejszej perspektywy) jak spojrzenie w górę, by obejrzeć gigantyczne struktury cyberpunkowego miasta, oglądanego z perspektywy mieszkańca slumsów, to się rozpływam. Do tej pory tylko je sobie wyobrażałem czytając dymki obok kanciatych postaci machających rękami. I jeszcze ta orgazmiczna muzyka nadrabiająca każdą niedoskonałość czy uproszenie, na które musiało pójść Square Enix, by dowieść ten projekt do mety. Jestem po prostu oczarowany i z wypiekami odkrywam na nowo świat, który znałem tak dobrze jak boisko za szkołą. Kto oglądając Advent Children mógł pomyśleć, że kiedyś zagramy w FF7 wyglądające jeszcze lepiej.
Ogród
Mieszkam w małym mieście, więc mam ogród i go sobie przekopałem, zmontowałem ogrodzenie (bo pieski) i zasiałem nasionka. Nie będę tu wnerwiał osób zamkniętych w blokach, więc na tym skończę wypowiedź.
…ale jeżeli macie balkon to warto zainwestować w doniczki i zrobić sobie choćby malutki zielnik. Nawet w takiej formie będzie to mega relaks. Hodowanie roślinek jest serio najlepsze.
Player.pl

Tak jakoś wyszło, że z całej rynkowej oferty VOD wybrałem playera. Przede wszystkim kosztuje 10 złotych za miesiąc + ja naprawdę nie lubię Netfliksowych show, ich maniery i udawania na każdym kroku, że są droższe niż są. Na Playerze obejrzałem sobie dla relaksu dużo mniejsze, prostsze, ale też ani trochę nadmuchane programy. Zwłaszcza Dawid Andres, człowiek który pokonał całą Amazonkę na rowerze, w swoim cyklu „Ciężarówką przez…” (USA, Wietnam, Indonezję) daje mega zastrzyk pozytywnych emocji. A w gratisie można też obejrzeć taką perełkę jak Down the Road, program w których podróżnik Przemek Kossakowski bierze na wyprawę po Europie ludzi z zespołem Downa. Dodajmy do tego całkiem spoko Kanapowców i nowy show Kuby Wojewódzkiego, w którym ważniejsi są goście niż on, i jak dla mnie to lepiej dyszki w wideo nie dało się zainwestować.
Pisanie

Bardzo dużo piszę i notuję (tak, długopisem na kartce), ale to rzeczy które na razie idą do szuflady. W każdym razie relaks, spokój i poczucie zrobienia czegoś niezwykłego jakie daje zapełnienie choćby połowy strony dziennie to genialny zastrzyk dobrych myśli. I spore wyzwanie dla głowy, która może w końcu odetchnąć od szumu dookoła.
Gundamy

Mam takie zamknięte pudełeczko z Gunpla do złożenia i ciągle na nie patrzę. Trochę z podnietką (ale będzie fajnie) i trochę ze strachem (zaraz będę miał kolejne drogie hobby), ale czuję się bardzo dobrze mając je w zasięgu ręki. Wniosek z tego taki: Gundamy są awesome, nawet w częściach. Ale wiem, że trochę już za długo leży taki nieruszany…
***

 

Tak wyglądają moje źródła dobrej energii. Przed nimi stoi oczywiście rodzina, w której mogę się teraz spełniać i sprawdzać w roli młodego taty (to jest dopiero wyzwanie przy którym wszystko inne schodzi na dalszy plan). Mając to wszystko, kolejne dni nie wydają się takie straszne i niepewne, a przynajmniej nie wyrywam sobie resztki włosów z głowy o tym myśląc.

Oby wam też udało się przejść to wszystko suchą nogą.
cascad

 

PS Nie wspomniałem o czytaniu zalegających na półkach książek i komiksów bo to robi każdy.