Nintendo Switch Lite – ostatnia szansa handheldów

Nintendo zwlekało ile mogło nim potwierdziło istnienie nowej wersji Switcha. 20 września 2019, za równowartość 199 dolarów, każdy chętny będzie mógł jednak chwycić ją w swe dłonie. Nintendo Switch Lite to nie tylko pierwsze odświeżenie linii, ale i atak na dwie bardzo duże grupy graczy: czekających na tańszego Switcha i wciąż kochających handheldy.

Zwłaszcza dla tych drugich będzie to kluczowa, najważniejsza szansa na wykazanie się. Nie powinniśmy się oszukiwać: na ten rynek nikt inny już nie wejdzie. Fantastyczne czasy Game Gearów, WonderSwanów, kieszonsolek Sony i cudów pokroju Neo Geo Pocket nigdy nie powrócą. Granie przenośne to teraz przede wszystkim smyranie ekranu w poszukiwaniu najlepszej konfiguracji klocków i kuleczek. Bardzo powolnie odchodzący w niepamięć 3DS to ostatnia tego typu platforma z prawdziwego zdarzenia. Już tylko od Nintendo zależy los całego segmentu, który przez pokolenie headshotów i oglądania jak inni grają i krzyczą do mikrofonu może zostać co najwyżej wyśmiany.

 

Dobro powinno jednak zawsze wygrywać, hm? Więc pomóżmy NSL w odniesieniu zwycięstwa.


Względem Switcha, jego nowa wersja straci możliwość odłączania joy-conów (ale będzie można parować nowe, np. do trybów multiplayer i gier niedziałających w trybie handheld), oraz nie będzie można jej podłączyć do telewizora poprzez dock. To ostatnie rozwiązanie to jedyne co wywołuje u mnie zgrzyt, bo przecież cały czas mógłby to być handheld, który po podpięciu do TV wymagałby dokupienia kontrolerów – wystarczyłoby dorzucić na to gniazdo. Widocznie jednak Nintendo chcąc ciąć koszty i zostać na poziomie 199$ zdecydowało się na zmianę hybrydowego sprzętu w całkowicie przenośny. Tuż przed premierą kolejnych Pokemonów – co nie może być przypadkiem.

Nintendo Switch Lite jest oczywiście mniejszy, lżejszy i wyposażony w bardziej żywotną baterię. I kocham go od pierwszego wejrzenia, nie dlatego, że spełnia wszystkie oczekiwania. Dlatego, że mamy 2019 rok i na rynku pojawi się nowy handheld, który ma totalnie niesamowite gry. Nawet jeżeli jest to konstrukcja w całości oparta na poprzedniej wersji sprzętu Nintendo, to dalej otrzymujemy genialny prezent. Dzięki NSL będzie można zbadać jaki naprawdę potencjał ma jeszcze granie na kieszonsolkach i czy kiedykolwiek jeszcze jakąś otrzymamy. Na pewno pomoże to Big N wybadać w jaką stronę powinni dalej się rozwijać. Czy za kilka lat wypuszczą kolejną hybrydę, konsolę stacjonarną, handhelda, a może wszystko naraz? Bezpieczniejszego sposobu na zbadanie rynku nie dało się znaleźć.

Doskonale pamiętam magię, która mnie przeszyła gdy w podstawówce, na wycieczce szkolnej, kolega pożyczył mi swojego GameBoya. Pamiętam pierwsze odpalenie kupionego za wszystkie oszczędności GBA, gdy jego dźwięk zrzucił mnie ze schodów. Wciąż mam przed oczami niesamowite miesiące zakochania się w Nintendo DS, gdy niemal każdy dzień kończyłem w łóżku, opalając się przy dwóch świecących ekranach i rozwiązując kolejną zagadkę Profesora Laytona. Tam wszystko się zgadzało, nie było nic złego, sama czysta radość i wyjątkowe połączenie gry, sprzętu i swojego zaangażowania w poznawanie kolejnych niepowtarzalnych eksperymentów. A te tygodnie grania w Personę 4 Golden na Vicie? Zdecydowanie jeden z najlepszych czasów ever.

 

I jeżeli takich chwil może być więcej, jeżeli sprzęty przenośne mają wciąż żyć dzięki temu „obejściu problemu” przez Nintendo to jestem bardzo na tak. Mam nadzieję, że możliwie szybko dorwę się do NSL i pomogę w ten sposób przedłużyć życie pewnego pięknego gatunku. Raz fan kieszonsolek = zawsze fan kieszonsolek.

 

cascad