Top 5 – gry roku 2018

Po 2018 roku w branży gier wiele się zmieni… jeżeli tylko poza fenomenem Fortnite’a cokolwiek zdoła przebić się do świadomości garniturów, od których zależy kierunek najgłośniejszych przedstawicieli tego medium. Otrzymaliśmy bowiem morze produkcji, które udowadniają, że da się inaczej, da się po swojemu, da się wyjść poza schemat. Nawet jeżeli zabrakło tu takich championów jak Breath of the Wild, Persona 5 czy Nier: Automata to musimy uznać ten rok za szalenie udany. Poniżej chciałbym wam przedstawić pięć gier, które będą go dla mnie symbolizować.

5. Tetris Effect

Do tej pory zdecydowana większość gier, które mnie znokautowały robiły to za moim przywoleniem. To znaczy – kiedy jakiś hit trafia mnie prosto w serce, to jeszcze przed zakupem czuję, że nie ma po co trzymać gardy, bo zaraz spędzę wiele godzin przy jakimś cudeńku. Po Tetris Effect spodziewałem się po prostu dobrego Tetrisa z fajnymi wizualizacjami. Zamiast tego dostałem świetnego Tetrisa z genialną oprawą audio, która zmieniła układanie klocków w przeżycie, w grę rytmiczną, w wielki teledysk. Trudno w to uwierzyć gdy się o tym czyta, albo ogląda trailer, ale to zdecydowanie jedna z najlepszych gier roku. Pokaz tego, że z każdej formuły można wycisnąć dużo więcej niż nam się wydaje. Mizuguchi potrafi tchnąć duszę we wszystko.

4. 428: Shibuya Scramble

Visual Novel to raczej nie jest ulubiony gatunek Europejczyków, nawet tych najbardziej ciekawskich, nawet mój. Przy takim tytule jak 428: Shibuya Scramble granice jednak się zacierają. Opowieść o porwaniu młodej dziewczyny obserwowana z pięciu perspektyw, które płynnie się przenikają jest rozbrajająco dynamiczna, angażująca, zabawna. Wykorzystanie prawdziwych aktorów i zdjęć z centrum Tokio zamiast prac grafików sprawia, że już samym klimatem 428 przebija wszystko dookoła. A przecież zbyt mało jest gier dziejących się w prawdziwych miejscach, w naszych realiach, bez udziału supermocy i strzelania do legionów najemników. Lepiej o Shibuya Scramble nie czytać, nie szukać niczego i dać się zaskoczyć tą pełną złych zakończeń historią. Na jej tłumaczenie czekaliśmy 10 lat i każdy dzień się opłacał. Choćby po to, by zobaczyć jak bardzo świat się zmienił – historia jest przecież osadzona w czasie pierwotnej premiery gry, czyli w 2008 roku. Famitsu dało 428 swoją maksymalną ocenę 40/40, choćby dlatego warto dać jej trochę swojego czasu.

3. Yakuza 6

Prometeusz, Budda i Jezus gier wideo – Kiryu Kazuma wyruszył w swą ostatnią podróż (choć wciąż mam nadzieję, że będzie inaczej) pokazując, że seria Yakuza to coś więcej niż pudełko czekoladek. Ta fantastyczna historia o poszukiwaniu prawdy i sprawiedliwości zaskakuje przede wszystkim swą zwięzłością po mocno rozbuchanych Yakuzie 5 i 0. Ale to dobrze, bo dziadek Kiryu torujący pięściami drogę do szczęścia swej córki i wnuka to postać, która zasłużyła na to, by poświęcić jej całą grę, bez przełączania się na innych bohaterów. Cały czas jest to najuczciwszy i najlepszy człowiek na świecie, który nie ma problemu z uspokajaniem płaczących dzieci, przebieraniem się za maskotkę, wyskakiwaniem na automaty, karaoke czy też polowaniem na duchy. Przepiękna, kameralna gra, która nie boi się sięgać po ekstrema, by przekazać kilka fundamentalnych prawd. Dla fanów dramy i bicia złych ludzi koszami na śmieci nie było w 2018 nic lepszego niż Yakuza 6.

2. Earth Defense Force 5

EDF uderza we wszystko co lubię w grach wideo: brak nadęcia i dobrą zabawę. Od kiedy pierwszy raz zagrałem w Galagę wiedziałem, że strzelanie do wielkich insektów to wystarczający scenariusz, by przekonać mnie do siedzenia przy padzie przez kolejne ranki i wieczory. Earth Defense Force 5 to największy i najsilniejszy spadkobierca tej idei. Wkraczając do Sił Obrony Ziemi jesteś niczym honorowy dawca krwi dla swojej planety. Walka laserem z gigantycznymi żaboludziami, wysyłanie rakiet w kierunku spodków kosmicznych, śmiganie na jetpacku i zrzucanie granatów w roje kilkumetrowych mrówek to kwintesencja najlepszej cyfrowej rozrywki. W żadnej innej serii nie czułem się tak bardzo żołnierzem jak jestem nim w EDF. Odstawcie na bok gadki o Shellshocku, o Spec-Ops: The Line, czy dramatycznie słaby dramatyzm Call of Duty i historii bitewnych Battlefielda. Najlepsza wojna to wojna w EDF5.

1. Red Dead Redemption 2

Red Dead Redemption 2 to pierwsza gra nowej generacji. Owoc wizjonerstwa braci Houser, którzy postanowili gnębić kilkaset osób przez osiem lat, tylko po to by wypuścić na rynek coś co będzie Red Dead Redemption 2. Nawet mimo tego, że dwa razy mniej szczegółowa wersja tej gry przyniosłaby im pewnie te same zyski i powstała odpowiednio szybciej. W teorii jest kilka firm, które miałyby środki na stworzenie podobnego projektu, ale wszystkie one wiedzą, że im się to nie uda, wszystkie uważają, że to „niezgodne z ich polityką”, wszystkie mogą się czymś zasłonić by tego nie robić. Walić ich. W RDR2 nie wszystko jest najlepsze, ale te rzeczy które są to żywy pomnik właściwie dla całej generacji. Niektórzy twierdzą, że ta produkcja żyje dzięki „momentom” i nie mam zamiaru się z tym kłócić. Dla tych momentów warto rzucić wszystko i po prostu grać, bo zdecydowana większość gier, które są oceniane bardzo wysoko nie mają nawet jednego takiego momentu, jakich w historii Arthura Morgana jest aż za dużo. Mistrzostwo rzemiosła, nokautujące każdym swym szczegółem.

 

cascad


PS Kolejność gier zależna od stanu emocjonalnego autora, ustawiona według biometu z dnia 2.1.2019.