List do graczy na koniec 2022

Mam nadzieję, że pogodziliście się z tym, czym są teraz gry i jak się o nich rozmawia. Można już przestać się szarpać i walczyć – przyszedł czas na zatapianie się w swojej niszy; to bezpieczniejsze niż kiedykolwiek. Już nie tylko Steam jest tak duży, że na oślep można szukać na nim dobrych, dopracowanych projektów, o których nikt nie mówi. Na Switchu oraz w sklepach Sony i Microsoftu także przekroczono masę krytyczną. Nikt nie jest w stanie tego wszystkiego przerobić i zorientować się w premierach. Oznacza to, że przy wyborze, w co dalej będziemy grać, wypada już ufać tylko sobie. Na nasze szczęście i nieszczęście.

Właśnie w tym auto-zaufaniu widzę największą pułapkę, jaką zastawił na nas ten nadproduktywny przemysł. To trochę jak z dorastaniem; niemożliwym jest dorosnąć, bez wiary w swoje osądy – niemożliwe jest także to, by się podczas tego procesu wielokrotnie nie wyj… przewrócić na twarz. I taki już nas los – ciągle kupujemy coś, co nam się potem nie podoba, albo w co nie chce nam się grać. A często są to rzeczy, polecane z każdej strony.

Na szczęście w przypadku gier największe ryzyko, jakie ponosimy to strata kilku godzin, paru stówek, lub ewentualność bycia ignorantem po kres swych dni (co rzeczonych ignorantów ani trochę nie boli).
Obserwując to, co w tym roku działo się dookoła Activision Blizzard, sprawdzając reakcje na trailery z kolejnych części wielkich marek, czy też to, co się wyprawia dookoła fenomenów indie – widać, jak zostaliśmy wtłoczeni w automatyzm oceniania (ja też, żeby nie było). I nie winię za to nawet prasy, która zgodnie ocenia „wielkie gry” tak samo – iskry niezgody wywołuje sposób, w jaki to wszystko jest odbierane.

***

Rozumiem, czemu projekty z gigantycznym budżetem zgarniają tak często oceny 8,9,10 (podczas produkcji testuje je tyle osób, że inaczej się nie da – żeby to zepsuć, trzeba się postarać). Mimo to rolę ocen i mediów często zbywamy, oczerniamy je i staramy się nie zwracać na nie uwagi. Prawda jest jednak taka, że to one odbijają w sobie hivemind i dają świadectwo temu, jaki był dany rok, dana epoka. To w nich widać przebudzenie pewnych gatunków, pewnych nisz czy też zauważenie pewnych serii. Myślicie, że po latach oczerniania jRPGów nagle tak się zmieniły, że teraz zgarniają raczej przyzwoite oceny (jak choćby w zeszły roku Tales of Arise)? Nie, po prostu branża musiała przepić się innymi pomysłami, przetrawić je i wrócić do jRPGów, by na nowo je docenić. Czy fenomen Soulsów mógłby się wydarzyć bez tych wszystkich wirtualnych statuetek “gry roku”? Czy cały świat mimo pierwszych bóli, brnąłby dalej w te nieprzyjazne światy i pozwolił serii FromSoftware stale przekraczać 10 milionów sprzedanych kopii (Elden Ring to już ponad 17,5 miliona)? Nic z tych rzeczy.

To, co niegdyś nam się nie podobało, uznajemy teraz z automatu za ciekawe. Albo zaczęliśmy zwracać uwagę na to, co nam się poleca w mediach, albo przestaliśmy im całkowicie ufać. Czego nie zrobimy, efekt jest osiągnięty: witam w karczmie Rzym.
Jesteśmy kształtowani przez dyskurs – albo w niego wchodząc, albo stojąc do niego w kontrze. Zawsze się w nim odbijamy, ale żeby nie było zbyt prosto: nie jest tak, że krytyka ogólnej narracji się nie należy, a przełamywanie jej przychodzi łatwo. Piszę to, zamykając kolejny rok próbowania się z produkcjami wielkimi, średnimi i malutkimi; ze wschodu, zachodu, północy i południa. Szukanie w nich prawdy, o tym, czy koniecznie musiały powstać i czemu; co miały pokazać i, czy zasługują na swe oceny to tak naprawdę żaden wysiłek – tylko czysta zabawa. I Mam nadzieję, że zawsze będzie wam ona towarzyszyć przy uruchamianiu nowego tytułu. Oby tych, do których musicie się przełamać, było w 2023 jak… najwięcej. Proces przełamywania się do nieprzyjaznych nam gier (wlokących się, korzystających z innych przyzwyczajeń i standardów niż nasze) to piękna rzecz.

Najciekawszy element gamingu to odkrycie tego, że przez lata ignorowaliśmy coś, co było dla nas stworzone, ale z powodu różnych zbiegów okoliczności “pykło nam” dopiero teraz. To główny powód, dla którego wałkuję bez przerwy temat Persony, Yakuzy, EDF, Niera, Kunio kun czy Katamari – bo wiem, że te gry mogą was nie chwycić za pierwszym czy drugim razem, ale gdy już ktoś w nie wpadnie to, przeżyje cyfrową Nirwanę. Chciałbym, by jak najwięcej osób mogło to poczuć, dlatego, jeśli chodzi o te serie, stosuję taktykę naszych babć: wiercenia dziury w brzuchu.

***

I tak ten list zakończę – w ostatnich latach było w nich wystarczająco poważnie. Oby w 23’ czekały nas gamingowe żniwa. I obyście nadrobił Shin Chan: Me and the Professor on Summer Vacation (wiem, że nie graliście – Mikołaj mi powiedział). Bo większego rodzynka od lat nie było.

W Japonii wybiera się kanji roku – dla nas, graczy, niech słowem roku w 2023 będzie przełamanie. Przełamujmy się do próbowania projektów totalnie nie z naszej bajki albo takich, które nas już kiedyś odrzuciły. Często może się wtedy wydarzyć prawdziwa magia.

cascad

PS Listy z 2019, 2020 i 2021 roku.