Nie przegapcie No More Heroes 3

Umówmy się – nie będę tu pisał recenzji No More Heroes 3. Ponieważ jednak gra niesamowicie mi się spodobała, pomimo wszelkich przeciwności, mam zamiar odwdzięczyć się jej laurką. 

Gdyby potrzebne było jednak przedstawienie: NMH3 to brawler, w którym chodząc po otwartym świecie uruchamiamy misje, które przenoszą nas na inną scenę. Głównie polegają one na walce, jednak wiele z nich to parodiujące gatunek czynności w stylu zbierania śmieci, sadzenia drzew czy przepychania toalet. Gra pokazuje nieodległą przyszłość w krzywym zwierciadle, poprzez soczewki fanów pulpy i “starej popkultury”. Nasz bohater, Travis Touchdown, jeździ motorem przypominającym ten z Akiry, walczy mieczem przypominającym lightsaber, ubiera się w tanie tiszerty, wykonuje wrestlingowe rzuty i uwielbia brutalne gangsterskie filmy. Dużo też przeklina – zwłaszcza w kierunku bossów, którzy są kosmicznymi najeźdzcami. Musi ich pokonać, by dorwać się do ich szefa. To dookoła serii pojedynków z głównymi przeciwnikami budowana jest opowieść gry. 

A teraz kilka konkretów czemu No More Heroes 3 nie można przegapić:
Jean Baptiste VI

…czyli FU. Nasz główny złodupiec zaczyna grę jako słodka kulka na pograniczu E.T. i Gremlina Gizmo, a kończy jako uosobienie podłości, tak brutalne, że aż serce rośnie. Jego design przypominający skrzyżowanie motyla ze szkicami Yoshitaki Amano i Freezą absolutnie zamiata podwórko. No boski jest.
Tokusatsu

Guichi Suda co chwila podkreśla, jak bardzo kocha stare seriale o bohaterach w maskach, wsiadających do wielkich robotów. Za każdym razem gdy Travis miał szansę przejść podobną przemianę, czułem się jakbym jadł pierwszego pączka po diecie. Cudo.
Motocykl

Pojazd Travisa jest żywym hołdem dla pojazdu Kanedy. A ponieważ nie zanosi się na gigantyczną grową adaptację Akiry to cieszmy się tym.
Mieszanie gatunków

Założyłem sobie nie spoilować, więc po prostu napiszę, że NMH3 potrafi być bardzo blisko Silent Hilla, Final Fantasy, Zone of the Enders czy też symulacji polskiego wesela. I kocham to bardzo.
Samoocena

No More Heroes 3 traktuje samo siebie jako grę wyjątkową, mogącą sobie pozwolić na wszystko – pełną z jednej strony braków, a z drugiej detali, o jakich inni developerzy nawet, by nie pomyśleli. NMH3 zaczepia tak wiele rzeczy, że momentami nie wiadomo już na ile w tym przypadku, a na ile zamysłu twórcy. Fakt jest jednak taki, że łączenie kropek i odnajdywanie nawiązań (których – zdaję sobie sprawę – może nikt nie planował) to czynność której nie da się zatrzymać w głowie podczas posiedzień przy tym tytule. Uwielbiam gry będące dumne z tego, że są grami.
MGS i Nintendo

Oparcie się o pojedynki z zapadającymi w pamięć bossami, ale nie bycie bossrushem, to cecha wielu wybitnych tytułów. Takie są Soulsy, taka jest Zelda, taki był Metal Gear Solid. I choć NMH3 nie dostałoby zaproszenia na bankiet dla takich tuzów, to samo by się na niego wprosiło. Poza tym, momenty kiedy Travis wykonuje pozy charakterystyczne dla Linka czy Mario, lub gra w tytuł wyglądający jak NES-owy bootleg Golden Axe, są po prostu czymś co podlewa mają miłość do gier. A chwile gdy NMH3 zaczyna prezentować akcję jak na Codecu znanym z MGS już w ogóle smakują jak lody kawowe w ciepły dzień.
Te wszystkie puste tereny

…wcale mi nie przeszkadzają. Nie przeszkadza mi to, że otwarty świat jest mały. Mieszkam w małym mieście i puste ulice widzę całe życie. Poza tym, gdy już jakiś zakamarek środowiska NMH3 jest nieco bardziej zagęszczony, przez postaci czy architekturę, to czuć w nim chęć autentycznego dopracowania każdego elementu. Mikroskopijna Neo-Osaka dawała mi więcej frajdy i bardziej czułem w niej palące słońce niż większości super-poważnych, teoretycznie rozbudowanych produkcji.
Brak ciśnienia na statystyki

Kosmici dają koszulki, jak zrobisz odpowiednie zadania; możesz odblokować figurki losowane w automatach Gatcha; zbierać ulepszenia; szukać skorpionów; odpierać ataki gigantycznych krokodyli wychodzących z wody; latać w kosmos, by za sterami mecha eksterminować przypominające evangelionowe anioły potwory… i nic z tego nie trzeba robić. Nie ma momentu, w którym czegoś jest za mało, coś się przegapiło, coś trzeba odblokować, by iść dalej. No More Heroes 3 dla osób chcących ukończyć je w 10 godzin ma prostą ścieżkę od zaznaczonych na mapie walk z kosmitami, po “zgłoszenie się” do walki z bossem. Tyle wystarczy, zero pompowania na siłę czasu gry – bardzo to szanuję (a i tak spędziłem te ekstra godziny na poszukiwanie różnych rzeczy, bo po prostu czułem, że Travis, by to zrobił).
Styl

Czuć tu miłość do retro, do wszystkiego, co było cool w latach 90., do ekranów zalanych pikselami, do głupich bohaterów, do ekstrawaganckich bossów, po których zabicu płynnie przechodzimy do zajmowania się kolejnymi. Do wrzucania w grę akcji rozmów przy piwie, przy ramenie, przy ognisku; do idiotycznych przybyszy z przyszłości i odtwarzania ujęć kultowych filmów. Nawet odgłosy wydawane przez Travisa są przemyślane tak, by do czegoś nawiązywać.

***

 

Dalsze wymienianie zmusiłoby mnie do zdradzenia zbyt wiele, wjeżdżając w rejony mogące komuś zepsuć niespodzianki. Zaufajcie mi po prostu, że w tej grze dzieją się rzeczy i sięgnijcie po nią kiedy tylko będzie okazja, a zwłaszcza gdy macie chandrę wywołaną przez plan wydawniczy największych producentów. Santa Destroy czeka na Ciebie, samuraju.

 

cascad