E3 2021 było i tyle

Od dwóch lat czerwiec jest jakby mniej radosny dla graczy. Kiedy Sony ogłaszało, że nie pojawi się na E3 2019 w powietrzu czuć było niepokojące zmiany, potem nadszedł Covid 19 i premiery konsol nowej generacji przeprowadzone w jego cieniu. Koniec życia PS4 i XOne, oraz początek PS5 i Xbox Series zlały się w jedno. Cały rok spacerów i zakupów w maseczce też. Dłonie wciąż mam zdezelowane od płynów dezynfekujących – te same dłonie miały miesiąc temu pisać o tym jak fajnym sprzętem będzie Switch Pro, ale nie napisały, bo go wciąż nie zapowiedziano. Miał to być centralny element E3 2021. I co? I niestety nic.

Serce nie mięsień

Cały coverage z E3 2021 na Lavocado to jeden artykuł dot. konferencji Microsoftu i podcast z podsumowaniem tego co było w tym roku okej. I bardzo mi przykro, ale nawet gdybym miał więcej czas na napisanie czegokolwiek, to nie przeznaczyłbym tej okazji na ostatnie targi. Nie były tego warte, stały się bezpieczne, normalne, przewidywalne. Pierwsze targi z nową generacją na rynku nie wygenerowały ani jednej nowej marki, która miałaby ją sprzedawać.

***

Lubię słuchać haseł jak, to gracze są jedną wielką rodziną i wszyscy powinni się szanować i mieć dostęp do tych samych gier. Tylko w efekcie nie jest tak, że wszyscy mamy dostęp do tego samego, tylko wszystkie gry zaczęły być takie same. To ogromna różnica.

Halo już jest jakieś mało Halo, Forzy Horizon wcale nie różnią się tak mocno od pierwszej FH z 2012 roku, mroczne indyki robią to co zwykle robią mroczne indyki, indyki o opowiadaniu historii opowiadają historię, indyki pikselowe wyglądają jak indyki pikselowe. A klony BioShocka jak klony Boshocka. Napisałbym, że gra Bethsedy wygląda jak gra Bethesdy, ale w sumie odkrycie tej tajemnicy (czyt. gameplay ze Starfielda) przesunięto w czasie. Nawet Sony, którego nie było w ostatnich latach wypracowało szkielet “Sony game”, żeby nikt nie był za bardzo zaskoczony tym, co przyniesie ze sklepu do domu; tak jak przed nimi Ubisoft postawił na swoje “Ubi game”. 

***

Ominąłbym Nintendo w tej orce, ale nie tym razem. Bo choć Nintendo cały czas “robi Nintendo” to jednak należy im się bura za to, że do nowych marek się nie spieszą. Ale to tylko taki kamyczek, bo oni cztery lata temu wprowadzili naprawdę nowy sprzęt i robią na niego naprawdę nowe gry. Własne, na wyłączność, dopieszczone jak sos na pizzy w Neapolu. Więc jak ktoś coś do nich ma, to zażalenia proszę wysyłać do Donkey Konga.

Dzięki Nintendo będę choć trochę kojarzył E3 2021. Bo przygotowali powrót Advance Wars, oraz Wario Ware i przeskoczyli Metroida 4, by od razu robić 5 (tzn. Dread, które mi się nie podoba, ale to inna kwestia). Do tego doszedł duży pokaz Shin Megami Tensei V i zapowiedź powrotu Fatal Frame. Ach, i jeszcze trailer kontynuacji Breath of the Wild. Takie rzeczy przynajmniej się zapamięta, choć nie było dla nich żadnego kontrapunktu. Wychodzi brak Sony i klasycznych pojedynków między nimi i Microsoftem. Oficjalnie “wyrośli z nich”, a tak naprawdę to przestały się opłacać, akurat teraz kiedy gigant z Redmond znów może im zrobić krzywdę, albo sprzedać jakiegoś sucker puncha jak za dawnych czasów gdy Peter Moore wchodził na scenę z “tatuażem” GTA IV. Ale to było 15 lat temu, gdy chcieliśmy nowych gier, zadym i rywalizacji na exy, a gry nie były takie same. Jak to mówią oportuniści i cynicy, których serdecznie nie pozdrawiam: kto to pamięta.

Dwaj najwięksi konkurenci odmawiają bezpośredniego pojedynku na ofertę, woląc zaocznie ogłaszać co tam u nich; jakby byli instagramową celebrytką pokazującą nowy szampon. Straciliśmy punkt w roku, w którym prężono muskuły i obiecywano rzeczy, do których potem naginano rzeczywistość. Dziś już jest luzik, nie trzeba nic naginać, bo nic się nie obiecuje na gorąco – w rezultacie muskuły też się zmniejszyły, a E3 2021 będę pamiętał tylko przez pryzmat tego, że w ogóle się odbyło.

Marność.

cascad