Uwaga na Katana Kami, to niebezpieczny złodziej czasu

Way of the Samurai to bardzo niezwykła seria. Eksperymentowanie z nieliniowością fabuły, wieloma zakończeniami i wieloma stylami gameplayu to jej znak rozpoznawczy. We wszystkich tych kwestiach studio Acquire wspięło się na bardzo wysoki poziom. I zrobiło to dawno temu, już w 2002 roku. Niestety, jak wiele innych prekursorskich gier, i ta została przeoczona. Teraz seria wraca w zupełnie nowej odsłonie rozbudowanego dungeon crawlera – Katana Kami – takiego, który od dłuższego czasu zabiera mi kolejne wolne godziny.

Katana Kami – kiedy bogowie kradli monety

Jeżeli graliście kiedyś w Way of the Samurai to na pewno mimo zmiany stylu zabawy i perspektywy poczujecie się jak u siebie. Będzie to dla was powrót do domu, w którym na stole czeka na was ciepły rosołek. Osoby zupełnie świeże w temacie także sobie poradzą. W pakiecie nowicjusza dostaną ogromną dawkę walki na miecze, dokonywania śmiertelnie ważnych wyborów i wypraw po łupy. Katana Kami to prostu życie ronina, który co noc wchodzi do świata demonów przez dziurę w drzewie .

Fabuła kręci się wokół kowala Dojimy, który ma swój warsztat na neutralnej ziemi dzielącej trzy frakcje. Ich przedstawiciele kręcą się więc dookoła i podczas eskalacji konfliktu między rodami możemy zasilać ich zapasy broni. Dodatkowo Dojimę męczy pewien bogacz, u którego zaciągnął dług. Z tego powodu porwał jego córkę, trzymając ją w niewoli do czasu spłaty pożyczki. Na szczęście kowal ma nas, więc może liczyć na pomoc w oddawaniu (ogromnych) pieniędzy. Chwytamy zatem za miecz, wskakujemy do portalu do Jikai – świata demonów – i przynosimy z niego jak najwięcej materiałów i broni, by pomóc naszemu nowemu przyjacielowi. Kto wie, może jak się wykażemy to poza wdzięcznością otrzymamy także rękę jego córki…
Pewne cięcie

Grę rozpoczynam tworząc swojego samuraja, wybieramy mu broń – w której zależnie od postawy mamy inne ciosy i ruszamy po hajs. Wskakując do Jikai zbieramy kolejne miecze, pilnujemy paska energii i staminy. Levelujemy siebie i sprzęt, a nad ranem wracamy do świata żywych i sprawdzamy co tam na nas czeka. Jakie wciągające mechaniki, rozwiązania i ciekawe sytuacje można tam spotkać? Wymienię kilka po kropeczce:

  • Każda wyprawa do świata demonów pozwala na podbicie na stałe poziomu miecza. Poziom postaci po każdym powrocie do świata ludzi się jednak resetuje. Na szczęście przy kolejnym wyjściu do Jikai z mocnym mieczem pierwsze poziomy doświadczenia wpadają mega szybko, a przeciwnicy z początkowych pięter dungeonu nie stanowią wyzwania. Jeżeli czujemy się już wprawieni możemy nawet korzystać ze skrótów.
  • Miecz może pęknąć jeżeli nie pilnujemy jego ostrości. Jeżeli biegamy z wyciągniętym mieczem tracimy staminę, gdy zjedzie nam do zera pojawia się bóg śmierci, by jednym ciosem zabrać nasze życie. Na swój status i wiele statystyk możemy wpływać przedmiotami, korzystanie z nich zabiera jednak cenny czas.

  • W razie porażki wracamy do świata ludzi bez pieniędzy i sprzętu. Podobnie jak w soulsach możemy jednak odzyskać to co straciliśmy gdy wrócimy na piętro na którym odnieśliśmy porażkę. Trzeba tylko pokonać nasze widmo wyposażone w nasz ostatni miecz i akcesoria!
  • Możemy mieć przy sobie ponad 60 rodzajów przedmiotów w ekwipunku. Sloty te warto zużyć na zbieranie mieczy pokonanych wrogów. Każdy miecz ma swoje statystyki, można ich używać do naprawy naszych, rozłożyć je na materiały, oraz oczywiście sprzedać wraz z Dojimą.
  • Miecze mają też tytuły, które dają im dodatkowe statystyki. Można je przypisywać, przenosić i zbierać, by mieć coraz lepszy oręż.
  • Gdy wracamy do kowala możemy czytać miejscową gazetę, która daje sporo wskazówek i ilustruje napięcie między trzema stronami. Gdy kruchy pokój pęknie klienci zaczną walić do nas drzwiami i oknami, by kupić jeszcze więcej mieczy! Klasyczne zarabianie na podsycaniu konfliktu.

  • Każdego NPC-a można zabić. Wojownicy z klanów, którym sprzedajemy broń często walczą w okolicy, więc gdy już się powybijają można zebrać ich oręż i… ponownie im sprzedawać.
  • Podczas wypraw do lochów będą nas spotykać losowe wyzwania, pułapki, spotkania z przyjaznymi postaciami, z bogami, z widmami poległych, skarby i nagrody. Trafimy na kapliczki które dadzą nam błogosławieństwo, a także na innych graczy! Katana Kami posiada tryb multiplayer, który przypomina soulsowy – po spotkaniu innego gracza w lochu możemy zarówno współpracować jak i rozpocząć pojedynek na śmierć i życie. W świecie demonów nie brakuje też dodatkowych questów, które pomogą w spłacie pożyczki.

W chwili gdy to publikuję jestem już o krok od spłaty długu Dojimy. I wiem, że się bardzo dobrze bawię. Dlatego trzeba jeszcze trochę poczekać na recenzję, ale zgodnie z tytułem – już mogę polecić Katana Kami: A Way of the Samurai Story. Bo nieźle pożera czas. Nie jest to szczyt geniuszu, ale trudno zrozumieć, że tego typu gra powstała dopiero teraz.

cascad