List do graczy na koniec 2019

W 2019 wiele wydarzyło się w świecie gier, ale o niewielu ważnych rzeczach coś napisano. Nie ma dla kogo tego robić. Po mocy czytania jaką mistrzowsko ujarzmiliśmy i rozpowszechniliśmy, niewiele już zostało. Liczy się przekaz w formie ikonek i ruchomych obrazów. Świat zastany to świat analfabetów. I nie szkodzi to tylko książkom.

Rozumiem, że to nie fair pisać o tym do was. Przecież jesteście tu, czytacie to. Pytanie kto jeszcze chce otrzymywać artykuły, które przekazują coś więcej o gamingu? O ruchu, którego kształt, obraz i narrację tworzą media żyjące z tego, że wybiły inne media. Zajechały je doskonaląc sztukę clickbaitu, pisania o niczym, przeklejania trailerów. Żyjąc galeriami cosplayerek, wpadkami, dramą, aferami na social media. Wiecie o co mi chodzi. Wszystkim poza krytyczną analizą.

W rezultacie teraz to „oni” opowiadają światu czym są gry. A obok kroczą krzyczący do mikrofonu streamerzy pojedynczych modnych tytułów. To nieistotne, że dookoła dzieje się tyle pięknych spraw. Tyle słomek, które można wyciągnąć w poszukiwaniu tej najdłuższej, najbardziej wartościowej, najdoskonalszej.
Można odbijać te zarzuty. Można stwierdzić, że przecież wciąż powstają rzeczy i ciekawe i klikalne. Ludzie wciąż nabijają miliony odsłon Kotaku, The Verge, czy nawet Polygonowi (trzeba oddać, że te ich Oral Stories robią robotę), ale ile jest jeszcze mediów z podobną siłą i zasięgiem? A lokalnie? Kto w Polsce może mieć analogiczną pozycję i robić wnikliwe materiały? Wszystko zostaje w niszy i w rękach kilku twórców wideo, którzy swoją popularność faktycznie opierają na dobrej robocie. Ale wciąż nie jest to popularność, która potrafiłaby wpłynąć na ogólną narrację. Nie otrzymujemy narzędzi, które pozwalają ocenić aspekty gier z pełną świadomością. Zresztą, nawet medialne kolosy jak wspomniane Kotaku, Verge i Polygon muszą działać w takim tempie, że zagłębiają tylko co dziesiąty temat, i do tego dziesięć razy mniej niż chcieliby tego redaktorzy. Nikt nie może się na chwilę zatrzymać bo spadnie z Olimpu Unikalnych Wejść. Nie ma też czasu, by szukać innej drogi na szczyt. Idąc nią pieszo nigdy nie przegoni się bogaczy, którzy zadeptali kosodrzewinę, wysadzili skały i zbudowali sobie kurort w najwyższym miejscu góry.

Nawet modlenie się i praca zawodzą gdy chodzi o samotną walkę z globalną narracją, nieważne na jaki temat. A nie chcę przecież przekonywać ludzi, że ziemia jest płaska… zresztą czas pokazał, że to o wiele łatwiejsze zadanie niż to, żeby przekonać ich, że w grach czai się coś więcej niż tylko zabawa. Że można je analizować na każdej płaszczyźnie. Że da się oddzielić dym od luster. Że wiele tytułów uznanych za wielkie hity, zyskały swój status emulując i prowokując pewne zdarzenia. Doskonale oszukując. Dowożąc w temacie tego, że dobrze spędziliśmy czas, ale robiąc to całkowicie wbrew sztuce. A gdy dochodzi do tego hype, marketing i inne nieczyste zagrywki to rozmowa o dziełach kultury zmienia się w walkę żuli pod osiedlowym sklepem. I śmieszno, i przykro. Zbyt wiele materiałów o grach powstaje na oślep. Bez usystematyzowanej wiedzy, bez analiz, bez mecenatu osób, które potrafią pokazać czemu pewne dzieła zasługują na miano dzieła. Gry bardziej niż cokolwiek innego potrzebują własnej egzegezy.
Ktoś może powiedzieć, że przecież o grach się pisze na okrągło. Tysiące tekstów dziennie. O co mi niby chodzi; sieć pęcznieje od zdjęć z telefonów, pornografii, memów, muzyki, filmów, gier. Materiałów są tony, a największe labele są tak wielkie, bo mają ich najwięcej, najszybciej, w najlepszej szacie. A ja tu siedzę sobie w klapkach na zadupiu i twierdzę, że o wielu rzeczach wcale nie napisano. Świr. Klapki to on ma na oczach. Alternatywny na siłę.

Zgadzam się z tym, że pisano wiele, ale o niczym. W czym pomagają wam teksty, które codziennie lądują na waszym wallu? W decyzji zakupowej? Zastąpiły je już dawno opinie ulubionych gwiazd social media. Jedno zdanie, jeden gif, jeden mem, jedno zdjęcie z promką – to przecież widzi więcej osób niż choćby recenzję. dokładnie za to płacą agencje, które odpowiadają za promocję gier. A po wszystkim idą w łazience wytrzeć rękę w ściereczkę.

Żyjemy w ogromnym niedoborze tekstów, które mogą dać coś komuś kto już skończył jakiś tytuł. A po skończeniu i odchorowaniu go ma o nim myśli. Taki gracz chce się dowiedzieć co przegapił. Odkryć czy ktoś wyłowił detale, które go ominęły, czy można z nich ułożyć coś nowego. Lavocado ma być stroną, która w ten sposób podchodzi do gamingu. Staram się mieszać tu informacje o ciekawych tytułach, podkreślać co warto znać, wyróżniać pewne wydarzenia i po prostu zwracać uwagę na drobnostki. Nie jest to tak holistyczne & fantastyczne jak bym chciał, ale uważam, że kropla draży skałę.
Nie będę ukrywał, że nie da się nawet połowy swoich pomysłów zrealizować, gdy prowadzi się po prostu blog o grach, w chwilach wolnych od życia. Trudno robić regularnie wpisy takie jak ten o Tingle’u, poświęcić cały artykuł na jedną piosenkę, czy nawet zwracać uwagę na to, że pewne gry mają idiotyczne tytuły. Nawet najmniejszy wpis na Lavo to przełożenie na zera i jedynki tony energii, możecie mi uwierzyć. A to przecież tematy zgłębiające całe medium, których nikt nigdzie nie porusza. Przez to nawet ich powierzchowność i subiektywność (wiem, że nie piszę ani naukowo, ani równo) nie odbierają im dodatkowej wartości.

Dlatego niech nikt mi nie mówi o tym, że napisano praktycznie o wszystkim w 2019, w gamingu. Nie oszukujmy się, że mamy dobrze zarchiwizowany cały rok, skoro masy tematów nikt nawet nie liznął. W całym internecie. Ja też – biję się w pierś. Niestety nie stoję na czele medialnych molochów, nie patrzę na świat z Olimpu Unikalnych Wejść, więc nie znalazłem czasu i sił na poruszenie wszystkiego czego inni nie chcą.

Na potrzeby tego wpisu i wzmocnienia tej tezy przejrzałem swój bullet journal w którym zapisuję m.in. pomysły na artykuły. Poniżej kilka z tych, których nie zrealizowałem w tym roku i pewnie już ich nie zrealizuję (oczywiście to tylko tytuły robocze-zajawki):

  • Ezoteryczna strona DMC5
  • Jakie książki czytamy w The Friends of Ringo Ishikawa
  • Co żółwie robią w grach
  • Moment, w którym ginie Arthur Morgan
  • Jak zostać królem automatów w Judgment – pamiętnik z drogi
  • Wszystko czego zabrakło Samurai Shodown, by być next big thing
  • Cała sztampa Days Gone
  • Tofu i Resident Evil (2)

To tylko kilka pomysłów na teksty, które ruszyłyby tematy, które mogą pozwolić zajrzeć głębiej w gry. Pewnie już ich nie napiszę bo minął ten moment, w którym byłem napełniony wrażeniami i na tyle na świeżo z tymi grami, by móc to wszystko zrobić dobrze (plus mam jeszcze dwie zapisane strony takich zajawek, które patrzą na mnie z zazdrością).
Piszę tu o chorobie, która toczy media od dawna, ale nie chcę być hipokrytą. Chciałem tymi kilkoma przykładami nigdy nie napisanych tekstów pokazać, że też omijam pewne sprawy, i wiem że autorzy z największych labeli mają podobnie. Tylko jak mamy rozumieć gry gdy brakuje nam takich artykułów? Jak je lepiej poznawać, gdy nic nie spisujemy? Co cytować po latach? Let’s Playe i wideorecenzje?

Nie traktujemy gier tak jak trzeba. Nie tworzymy narracji pokazującej, że są czymś więcej niż tylko wciskaniem przycisków przez kilka godzin. Więc niczym więcej nie są. A każdy kto twierdzi inaczej jest uważany nie za jednostkę ambitną, zaangażowaną, a za frustrata, który nie rozumie że innym podoba się coś innego. Do tego sprowadzana jest cała przeklęta dyskusja z dyletantami. Nikt nie potrafi opisać czemu to co jest na topie uważa za lepsze inaczej niż „no dobrze się strzela, fajne opcje są” bo nie jesteśmy nauczeni takiej analizy, krytyki, spoglądania w środek.

A nawet jak ktoś ją dobrze zrobi, to wracamy do meritum – inni tego nie czytają. A gdy nikt nie czyta to za chwilę nikt nie pisze. Zresztą i tak wszyscy twierdza, że nie mają czasu. Przez kult utylitaryzmu ważne rzeczy przelatują nam przez palce.
Żyjemy w świecie fantastycznie nieopisanych gier. Ale też w świecie nadprodukcji treści. I analfabetów. I ta treść na której się zarabia jest kierowana do nich. Nie ma sensu tego krytykować. Nie tylko ze względu na brak możliwości nawiązania dialogu, czy ze względu na zdrowie i nerwy, a z bardziej prozaicznego powodu – szkoda czasu. Lepiej działać i zacząć to zmieniać. Kropla i skała. Czas zacząć od siebie, od swego kręgu. Może w taki sposób uda się stworzyć coś stałego. Nowe media, nowe możliwości, wielka sieć, ultramocne smartfony, natychmiastowy kontakt z każdym na świecie – trzeba brać te narzędzia i robić dobro. Bo nawet tak błaha rzecz jak snucie opowieści o tym czym są gry, nie jest taka błaha gdy weźmiemy pod uwagę jak wielką częścią naszego życia one są. Zadbajmy o nie i o to, by zostały odpowiednio opisywane.

Z tym życzeniem wchodzę w 2020.

 

cascad