Judgment – recenzja

Mało jest serii tak skutecznie walczących z syndromem zmęczenia materiału jak Yakuza. Kolejne odsłony tej wielkiej męskiej epopei konsekwentnie wprowadzają nowe systemy, postaci, miasta i wątki fabularne sprawiając, że za każdym razem gry Ryu ga Gotoku Studio dają swym fanom morze emocji. Judgment nie jest w tej kwestii wyjątkiem, choć wyjątkowo mocno odcina się od swych poprzedników. Łączy się z nimi jednak poprzez spacery po ulicach wypełnionych neonami, oraz zestaw niesamowitych bohaterów, którzy zostają w nas na długo po obejrzeniu napisów końcowych. Jedynym problemem, który odgradza wiele osób od tych niesamowitych historii jest konieczność zaakceptowania sporej dawki archaicznych rozwiązań. Gdy sobie z nimi poradzimy, zauważymy, że autorzy doskonale o nich wiedzą i seria jest tak bardzo meta, jak tylko to możliwe.

Oczy otwarte mamy

Wcielając się w Yagamiego prowadzimy agencję detektywistyczną, która zajmuje się każdym rodzajem zleceń. Poznajemy dzięki temu nowe elementy serii – możliwość śledzenia celów, szukania dowodów na miejscach zbrodni, latania dronem, otwierania zamków wytrychem, czy też przebierania się dla niepoznaki. Pomimo odmiennego tytułu nie da się oddzielić grubą linią Judgment od Yakuzy, przede wszystkim dlatego, że akcja gry ponownie dzieje się w Kamurocho (wzorowanym na nocno-rozrywkowej części Tokio), a naszym głównym zajęciem jest obijanie twarzy oprychów. Yagami to nie tylko wyluzowany typ w białych adidasach, jeansach i skórzanej kurtce, ale i były adwokat. Wątek jego prawniczej przeszłości, spraw sądowych i idei prawa w ogóle jest jednym z motywów przewodnich całej gry. Bo poza standardowym zadawaniem się z gangsterami, sporo czasu spędzamy tu w kancelarii prawnej i wśród policji.

Japoński tytuł Judgment to Judge Eyes, stanowiący bezpośrednie nawiązanie do głównej intrygi w grze. Nie chodzi w niej tylko o to co widzi „wzrok sprawiedliwości”, ale i o tajemnicę towarzyszącą nam aż do finału. Yagami znajduje się bowiem w samym środku sprawy, która mrozi krew w żyłach mieszkańców Kamurocho – w bocznych ulicach pojawiają się zmasakrowane ciała. Tym co zwraca na nie szczególną uwagę jest okrucieństwo mordercy: każda jego ofiara ma wydłubane oczy. Początkowo prowadzimy sprawę gangstera, który niesłusznie zostaje uznany za sprawcę makabry. Broniąc go wpadamy jednak coraz głębiej w intrygę sięgającą swą skalą daleko poza Tokio. Na jaw wychodzi nie tylko pragnienie władzy, sławy i naprawy świata, ale i konflikt moralny między tym co można, a czego nie można robić dla wyższego dobra. Odkrywamy rządowy spisek, który pozwala nam poznać także prawdę o samym sobie. Judgment tak jak Yakuzy, idealnie splata wydarzenia o dużej skali, z tymi które tyczą się naszej małej grupki bohaterów. Poznając ich widzimy ludzi z krwi i kości. Totalnie nieidealnych, zbyt często pokonanych, mylących się – kibicujemy im, cieszymy się z ich sukcesów i kibicujemy do samego końca. Ezgystencjalno-obyczajowa warstwa gry to najwyższy możliwy poziom. Poznając takie gry czujemy zdecydowanie więcej przyjemności niż ta, którą daje zastrzyk dopaminy wynikający z otwarcia kolejnej skrzynki, wbicia kolejnego poziomu czy też zakończenia meczu na pierwszym miejscu.

Oczami Yagamiego śledzimy losy leku, który może zmienić świat i jednocześnie stajemy do walki o życie człowieka, którego wszyscy zdążyli już skreślić. Stopniowo nakręcany dramatyzm przez praktycznie całą pierwszą połowę gry nie zwiastuje, że jej drugą część będziemy obserwować z krawędzi fotela. Judgment to tytuł lekki, zabawny, bardziej „easy going” niż Yakuza. Jednak w momencie kiedy fabuła zaczyna odkrywać przed nami swoje największe tajemnice robi się z tego najbardziej mroczna i poważna gra z cyklu. Pomimo komiksowo-zabawowej formy, cała intryga przedstawiona przez twórców jest niesamowicie realna. Judgment w przeciwieństwie do Yakuzy, opowiada o prawdziwych problemach społeczeństwa, a nie o melodramie japońskich gangsterów szukających sposobu na zagarnięcie dla siebie dzielnicy Tokio.
Gramy dalej

Judgment prezentuje nam współczesny, otwarty świat po którym poruszamy się na nogach. Gra stanowi śmiały krok na przód ekipy Ryu ga Gotoku Studio. Walkę przyspieszono, misje zostały urozmaicone, a niemal każde miejsce w mieście jest zbudowane dookoła systemu, który zazębia się z innymi systemami. Przykładowo w grze znajdujemy „przyjaciół” – osoby, które potrzebują naszej pomocy. Zamiast tylko odhaczać u nich questy nabijamy też wskaźnik znajomości, który po wypełnieniu pozwala np. na wykonanie specjalnego ciosu podczas walki w pobliżu lokalizacji przyjaciela. Zdobywanie znajomych wpływa też na bezpieczeństwo w mieście, a wielu z nich odkrywa się np. wydając określone sumy w restauracjach. Jedzenie nabija przy okazji inne statystyki, nabija poziom doświadczenia i pozwala uzyskiwać zniżki na kolejne zakupy itd. Zazębianie się kolejnych mechanik i wykorzystywanie ich nie tylko do opowiadania historii, ale i do tego by „przeżywać” każdy krok w tym świecie wypada wybitnie. Judgment wypełniają smaczki, szczegóły i minigry (są salony automatów z grami Segi), na które twórcom innych tytułów byłoby szkoda czasu.

Yagami wraz z nową ekipą, przypomina nieco mieszankę Scooby-Doo i filmów Jackie Chana. Ani przez chwilę się nie nudzimy, komedia i tragedia kotłują się w wielkim kotle, a misje poboczne wypełnione są klasycznym dla serii stylem „historii z morałem”. W nich wszystko zawsze kończy się dobrze, zło zostaje potępione, a synowie marnotrawni wracają skruszeni do domów. Fabuła, walka i wciąż unikalny setting robią świetną robotę. Angielski dubbing, staranna reżyseria, odrzucenie wielu motywów zbyt dziwnych dla standardowego zachodniego odbiorcy – wszystko to się tu znalazło… ale są elementy, które wciąż trzymają serię w swym małym gronie odbiorców. Mechaniki związane ze śledzeniem celu są fatalne, gra zbyt często się ładuje (nie tak okropnie jak w Days Gone, ale wciąż), a częstotliwość przypadkowych walk potrafi zamęczyć nowych odbiorców. Ponownie nie udało się też uzyskać zagranych przez aktorów dialogów w każdym miejscu i często te najmniej istotne dla fabuły musimy sobie czytać sami… to wszystko są jednak, cytując polską wieszczkę muzyczną, tylko „rysa na szkle”.
Wyobraźcie sobie, że między wami a nową zupełnie fantastyczną serią stoją drzwi. Jednakże, żeby je otworzyć i sięgnąć po czekające na stole łakocie trzeba poznać nowy język. Bo Ryu ga Gotoku Studio stworzyło dla swych tytułów własne lingo – żeby je zrozumieć należy (niestety) trochę się wysilić. Judgment, miało burzyć tę barierę, ale do końca się to nie udało. Specyficzna struktura mocno mieszająca oglądanie cut-scenek z bijatyką, a właściwie fabularne rozbuchanie pokroju największych RPG-ów ze zręcznościówką, potrzebuje pewnych ram, by się nie rozpaść. I te ramy, w połączeniu ze stałą kontrolą budżetu, sprawiają, że potrzeba trochę czasu na zrozumienie Judgment. Tyczy się to jednak tylko nowych osób w serii, jeżeli zdążyliście skończyć jakąkolwiek Yakuzę (a nie porzucić ją po paru godzinach) to jesteście w domu. Yagami to wbrew pierwotnym obawom świetny typ, który pomimo braku epickiej aury Kiryu, zdobywa nasze uznanie umiejętnościami, wyczuciem, doświadczeniem życiowym i oczywiście kopniakami z wyskoku.

To co dla nowych osób będzie wyjątkową wycieczką do współczesnej, wielkomiejskiej Japonii, dla wytrwałych fanów stanie się wyjątkową wycieczką po dobrze znanych okolicach. Tym razem jednak kultowe dla Yakuzy miejsca ukazane są jako po prostu kolejny park, bar czy budynek – i z tej perspektywy patrzy się na nie szalenie ciekawie. Za to okazuje się, że w innych miejscach Kamurocho też tętni życie i to bardzo konkretnym. A co jest w tym najlepsze? To, że kolejny raz nawet nie czuć kolejnych godzin spędzonych w tym świecie.

Mam wielką nadzieję na sequel, bo Yagami to mój nowy superkumpel. Znajomość z nim to jedna z najciekawszych rzeczy na tej generacji konsol. Bardzo duże plusy gra zyskała u mnie przez swój humor i powagę, których dawki są idealnie wymierzone. Wyjątkowa rzecz, która powinna znaleźć się na tegorocznej liście zakupów każdego gracza.

Ocena: 6/7

O systemie oceniania

Podsumowanie: Judgment to gra wypełniona zawartością po brzegi, która trafi prosto do serc fanów Yakuzy i ma ogromne szanse, na dotarcie do nowych osób ceniących cyfrowe kryminały, komedię i dramat.

cascad