God Eater 3 – walka z bogami na zgliszczach świata

Pierwszy kwartał roku to niemal nieustająca parada wielkich i oczekiwanych gier. Sezon otwiera Ace Combat 7, które według pierwszych opinii przywraca serii jej nieco podupadły w poprzedniej generacji prestiż. Za nim podążają takie gry jak remake Resident Evil 2, Kingdom Hearts 3, Devil May Cry 5, Sekiro, Dead or Alive 6 czy Metro Exodus. W natłoku co bardziej rozpoznawalnych marek i agresywniej promowanych tytułów łatwo przegapić te mniejsze co nie znaczy, że potencjalnie gorsze tytuły. I dziś będzie właśnie o jednej z takich produkcji – God Eater 3 od Bandai Namco.

Walka o kawałek tortu

W czasach, gdy Monster Hunter na Zachodzie był tylko ciekawostką, w Japonii panował już szał. Można by rzec, że gdyby nie polowania na bestie od Capcom, sytuacja PSP nie była by zbyt dobra. A że sukces rodzi imitatorów, chcących uszczknąć kawałek tortu dla siebie, toteż powstało kilka podobnych serii. Jedną z nich był God Eater, który zaczął swój żywot na PSP, by potem przenieść się na Vitę i PS4.

Podobnie jak w przypadku Monster Huntera, przenośny rodowód kolejnych części, wymuszał pewne ograniczenia. I podobnie jak w przypadku Monster Hunter World, God Eater 3 przechodzi w pełni na duże konsole (konkretnie PS4) i PC. Nie jest to co prawda zmiana tak spektakularna jak w przypadku gry Capcomu, bo nie dostaniemy tutaj powalającej grafiki czy otwartego świata. Co nie znaczy, że nie ma czym się interesować.

Historia anime’owymi nićmi szyta

Dla tych, którzy niespecjalnie orientują się o co chodzi w serii szybki zarys fabuły. Ziemia w okolicach 2050 roku stanęła na skraju zagłady w skutek pojawienia się istot nazwanych Aragami. Aragami mają właściwość absorbowania materii, organizmów i energii, i wykorzystywania ich do dalszej ewolucji, poprzez przejmowanie ich właściwości. To wpędza Ziemię w katastrofę naturalną, a ludzkość doprowadza na skraj zagłady.

Akcja zaczyna się w 2071 roku, kiedy to pozostałości ludzi dzięki korporacji Fenrir, mogą już walczyć z zagrożeniem ze strony Aragami, przy pomocy biomechanicznych broni. Są to tak zwane „God Arcs” dzierżone przez specjalnie wyselekcjonowanych tytułowych „God Eaters”, pozwalają na zabicie i „pożarcie” Aragami. Jak łatwo się domyślić, sterujemy jednym z takich właśnie „pożeraczy bogów”, wypełniając serię zadań dla Fenrira.

God Eater, z tego co dane mi było zobaczyć, jest znacznie bardziej, niż wspominany już wielokrotnie Monster Hunter, nastawiony na fabułę. Po trailerach można się spodziewać historii rodem z typowego współczesnego anime dla nastolatków. Zresztą zobaczcie sami. Niemniej na pewno będzie to dobry przerywnik pomiędzy polowaniami na kolejne bestie.

Sojusznicy i wrogowie

Większy nacisk na fabułę sprawia, że w kampanii dla jednego gracza nie będziemy polować sami, a z grupą towarzyszy. Oczywiście budzi to obawy, że mogą być niebywale irytujący i ciągle truć nam dupę, w przeciwieństwie do generycznych avatarów z edytora. Mogą jednak wprowadzać do całości też trochę inną dynamikę i zróżnicowanie. Muszę przyznać, że sam chara-design wypada naprawdę nieźle i daje całości sporo klimatu. Nawet jeśli nie ominie nas obowiązkowy fanservice i szczucie cycem.

W grze o zabijaniu potworów, to jednak owe potwory stanowią główną atrakcję. I jest to, obok ogólnego klimatu post-apokalipsy, najciekawszy wizualnie element. Aragami wyglądają jak jacyś wysokopoziomowi bossowie z Final Fantasy. Są wystarczająco duzi, groźni i majestatyczni, by powalenie jednego z nich dawało faktyczna satysfakcję. Wydają się przy tym na tyle zróżnicowane, by grind i przebijanie się przez kolejne misje nie popadało w wizualna rutynę. Co jest akurat sporym ryzykiem w tym gatunku.

Do walki z nimi służą wspomniane już bronie o nazwie „God Arcs”. Ich działanie opiera się o funkcjonalność broni białej, tarczy i broni palnej jednocześnie. Między tymi trybami możemy się przełączać w locie, tak by dostosowywać strategię na bieżąco. Bronie te pozwalają również na pożeranie przeciwników i przejmowanie ich właściwości, co pozwala je dalej rozwijać.

Na koniec

Trzecia część jest dla serii przełomowa nie tylko ze względu na porzucenie mobilnych konsol, jako platform docelowych, ale też przez wzgląd na zmianę developera. Twórcy dotychczasowych części (studio Shift) zajęci są tworzeniem souls-like’owego Code Vein, które też wyjdzie w tym roku. Produkcją God Eater 3 zajęło się z kolei Marvelous, którzy pracowali przy innym udanym klonie Monster Huntera – Soul Sacrifice.

To daje nadzieję, że 8-ego lutego, na nasze półki trafi kawał dobrej gry. Która nie ma się co łudzić, przepadnie w natłoku noworocznych premier. Gdy jednak już opadnie kurz może stanowić ciekawy wybór dla chętnych czegoś stosunkowo świeżego. God Eater 3 wydaje się być ciekawą alternatywą dla reszty produkcji z pierwszej połowy 2019. Ostatnio Bandai Namco dostarcza. Oby tak było i tym razem.


shadovski