Lato, lato, Lavocado – Rok Zero

Środek sezonu na nic nie robienie dopadł nie tylko najwytrwalszych, ale i mnie. Działalność misyjna na Lavocado tym samym zwolniła, przegrywając z prozą życia, pracą, piciem koktajli, wypatrywaniem Perseidów na nocnym niebie i kąpaniem się w jeziorze. Ale grać trzeba. Nie ma, że nie trzeba.

Chan Chan

W tych ciężkich czasach sielanka małomiasteczkowego życia to ostatnie co przynosi mi ratunek. Bo uwierzcie, moment na start Lavocado wybrałem chyba najgorszy z możliwych. Codzienność zmusza do myślenia i zajmowania się zupełnie innymi rzeczami niż jakiś blog o grach – najczęściej z dalekiej Japonii. I faktycznie, w sierpniu wpisu jeszcze nie było, ale jest teraz. Siedzę i klepię w klawisze dla siebie i dla kilku osób sprawdzających kiedy się odezwę. Wystarczą.

Piszę to niepewny czy dam radę ograć Shemnmue Collection, kiedy dorwę Yakuzę Kiwami 2, co będzie z PES-em 2019, czy wytrwam w postanowieniu szybkiego skończenia Dragon Quest IX. Na pewno jednak wrzesień będzie okazją, by znów zanurzyć się w gamingu. Choć na złość w obliczu tak wspaniałych premier ciągnie mnie ku starociom… kupiłem Wii, SNESowego pada, wygrzebałem z piwnicy pierwszego Xboksa, naładowałem Vitę, naładowałem DS-a. Ciężko mi, oj ciężko – w stuprocentach w sposób środkowoeuropejski, patrzący na wygodny Zachód.

Ale to dobrze, bo zgrywa się to z czasem, w którym rok zero się kończy. Te kilka miesięcy pisania o tym co mi się podoba w branży gamingowej to był rozbieg. Prawdziwą datę premiery Lavocado miało mieć bowiem w październiku 2017, wykupienie tej domeny to prezent jaki sam zrobiłem sobie na trzydzieste urodziny. Ponieważ start zaliczył kilkumiesięczny poślizg umówmy się, że cały czas czytacie prolog, odcinek pilotażowy, a za właściwy start uznamy październik 2018. W sumie nic to nie zmieni, ale proszę was byśmy się tak umówili.

Zaklinam rzeczywistość myśląc, że moje urojenia są istotne w czasie tak dużej i mocnej konkurencji „contentowej” w sieci. Zaklinam sam siebie przekonując się, że takie listy otwarte jak ten są potrzebne, by informować co się dzieje ze stroną. Ale to nie ważne, bo działa – i polecam podobne działanie każdemu kto w poletku swoich publikacji zaczyna grzęznąć. Jeżeli wydaje Ci się, że Twoja strona jest nieważna, to tak będzie dopóki nie przekonasz sam siebie, że jest inaczej. Pisz więc choćby do siebie. Ja się takimi postami jak ten przekonuje, że warto będzie w najbliższych tygodniach zacisnąć pasa i wziąć się za kolejne treści. Tym bardziej, że kilka osób udało mi się namówić na wywiad i mimo iż sprawa ciągnie się i ciągnie to gwarantuję wam, że dojdzie do końca. Czy Lavo zmieni się w stronę, która będzie stać głównie z rozmowami z ludźmi z branży? Nie miałbym nic przeciwko.

Pozdrawiam was, hardkory. Będzie grane, pisane i czytane. Na koniec jeszcze jedna polecajka – energię do popełnienia wpisu dało mi wpadnięcie na dokument Vegalta: Soccer, Tsunami and the Hope of a Nation. Pokazuje on losy drużyny piłkarskiej Vagalta Sendai po katastrofie w Fukushimie (2011), oraz to jak bardzo jej istnienie wpłynęło na życie lokalnej społeczności. Piękna historia – poszukajcie jej (puszcza ją np. polskie Sundance Channel). Warto czerpać energię z takich opowieści.

 

PS A skoro już się wydałem z tym dokręcaniem wywiadów, to napiszę jeszcze, że trwa walka o powrót do podcastowania. W końcu się uda.

 

cascad