Wszystko z nami w porządku – recenzja

Tworzenie własnej gry niezależnej jest wycieńczające, wymaga ogromnego nakładu czasu, pracy i pieniędzy. Pierwszy projekt to najczęściej projekt kończony z wyczyszczonym kontem, lodówką i połową mieszkania wystawioną na Allegro. Inwestujesz całego siebie, nie wychodzisz do ludzi, od rana do nocy testujesz ten sam poziom… po kilku miesiącach wydaje się, że trwa to nieskończoność. Taki obraz sytuacji przedstawiło kultowe już Indie Game: The Movie i to samo możemy teraz wyciągnąć z seansu Wszystko z nami w porządku, w reżyserii Borysa Nieśpielaka. Różnica jest jednak taka, że pierwszy film opowiada o wybuchu popularności gier indie, a drugi o próbie przeżycia w bańce indieapokalipsy. Codziennie wychodzi kilka tytułów dobrych, ładnych, grywalnych i tanich. Rzeczywistość jest bezlitosna. Każdy twórca śni ten sam sen, każdy włożył całą duszę w swój pomysł, ale sukces przypadnie tylko garstce garażowych gier w roku.

Giant Killing


Twórcy Lichspeer – Bartek Pieczonka i Rafał Zaremba – o których jest film, znaleźli się po tej mniej wesołej stronie barykady. Godzinny dokument pokazuje ich losy przed i po wydaniu gry. Ponad dwa lata pracy kończą się niezadowalającymi wynikami sprzedaży i niewielką obecnością w mediach. Mimo całego wysiłku, chłopaki znaleźli się pod kreską, a my możemy to bezwstydnie podejrzeć.

Dzięki Wszystko z nami w porządku wchodzimy w codzienność twórców, wyczuwając jak z każdym zbliżającym ich do premiery dniem atmosfera gęstnieje. Nerwy, stres, zmęczenie – wszystko to jest widoczne gołym okiem. Tym bardziej, że od początku widzimy spójną wersję świata Bartka i Rafała, oni po prostu chcą robić gry. Nic innego (poza spokojem) nie jest im potrzebne. Osoby spoza gamedevu ich nie rozumieją, rodzice pytają o „normalną pracę”… a oni myślą tylko o kolejnych kamieniach milowych, o tym czy Lichstpeer przejdzie weryfikację na Steam i PSN, czy wyrobią się z planowaną datą premiery. Nie mają przy tym pewności kiedy dostaną kody recenzenckie, komu je roześlą, czy ktokolwiek podchwyci temat ich gry o rzucaniu magicznymi oszczepami w niemieckiej technoprzyszłosci.

Borys ukazuje te wszystkie chwile odzierając twórców z maski. To jak bardzo chcą mieć już to wszystko za sobą i jak wiele nadziei włożyli w swój projekt jest rozbrajająco szczere. Tak samo szczere jest też to, że nawet w niepomyślnej sytuacji nie żałują decyzji o odrzuceniu innego pomysłu na życie. Historia dzieje się tu i teraz, przełom może przynieść każdy dzień. Nie ma scenariusza, są tylko emocje, które obserwujemy z wygodnej odległości.

U nas jest okej


Z pozoru wszyscy wiemy jak wygląda praca nad grą niezależną. Wiemy w jakich warunkach powstają takie gry, jak bardzo ich twórcy stają się nieobecni dla świata i jak bardzo zaczynają „dziczeć”. Nie powinniśmy się temu dziwić, tak jak nie nas dziwi kolejna podstawowa wartość pokazana w filmie – promocja jest wszystkim. Dobrze jednak te oczywistości oglądać, urzeczywistniać, utrwalać tak, by nie były tylko wiedzą powszechną pyszałków z Internetu i pubu dla graczy, ale nabierały odpowiedniej wagi. Dlatego wypada podziękować twórcom Lichspeer za to, że pozwolili się nakręcić i reżyserowi za to, że postanowił zrobić materiał o nikomu nieznanych debiutantach, którzy od początku mieli nikłe szanse na wielki sukces. Mimo to podnieśli oszczep i go rzucili.

Wszystko z nami w porządku to film wartościowy i potrzebny, pozwalający pokazać osobom „z zewnątrz” czym w ogóle jest to całe robienie gierek, albo inaczej – spełnianie marzeń. Myślę, że wielu oglądających będzie mogło się czegoś dzięki temu dokumentowi nauczyć. Nawet jeżeli w kilku momentach wypadało twórców mocniej pociągnąć za język i wyszukać paru bardziej obyczajowych motywów, to w swej godzinnej zwartej formie jest to coś co absolutnie warto obejrzeć. Mam też nadzieję, że powstanie więcej takich drużyn developerzy-reżyser, nagrywających dla nas swoje zmagania ze światem. Obraz Borysa to bowiem kolejny dowód na to, że Polska branża gier potrzebuje zdecydowanie bardziej rozbudowanej dokumentacji.

cascad


Kopia do recenzji otrzymana od dystrybutora.