Granie na wspomnieniach

Zdarza się, że pewne gry towarzyszą nam w istotnych momentach życia. Innym razem to właśnie dzięki graniu dany moment zapada nam w pamięci na zawsze. To trochę jak loteria, jednak wiem że każdy gracz wiele chwil pamięta właśnie dzięki grom, i ocenia je przez ich pryzmat.

Kiedy spoglądam wstecz, często przypomina mi się „to lato”, w którym w końcu skończyłem Final Fantasy X. Dokładnie pamiętam jak pełen emocji oglądałem napisy końcowe tej gry, chwilę przed jednym z moich pierwszych całonocnych wyjść (na koncert) w życiu. A koniec Metal Gear Solid 3? Zawsze będę go kojarzył z końcówką szkoły. Po napisach po prostu wyszedłem na ogród, usiadłem na krześle na dobrą godzinę, myśląc o tym co musiałem uczynić. To było niesamowicie ciepłe lato.

Kolejny przykład? Nie zapomnę jak pędziłem do domu z praktyk na studiach, wiedząc, że czeka tam na mnie paczka z premierowym Alanem Wake’iem. Był maj, piękny dzień, a przede mną piękna gra – do dziś jedna z moich ulubionych. Bardzo mocno pamiętam też co się działo przed premierą Assassin’s Creed Revelation’s. Urywałem się z pracy w sobotę, by jak najszybciej ruszyć do Poznania, gdzie w jednym z co-working space’ów grałem w AC:R na devkicie Xboksa 360. Udało się go załatwić na potrzeby redakcji Niezgranych – i co ciekawe miał kilka innych gier na dysku. Zamknięcie się w wielkim pokoju z zapasem Red Bulli, zimą za oknem i powtórka procesu w niedzielę to było jedno z fajniejszych przeżyć jakie zafundowała mi branża. A kojarzę to szczególnie mocno jeszcze z takiego powodu, że moja dziewczyna (która jest koło mnie kiedy to piszę) dopiero poznawała mnie od strony kogoś kto pisze o grach.

Wracając do FFX – zrezygnowany i załamany tym co dalej ze mną będzie, po skończeniu liceum, postanowiłem ponownie przejść ten tytuł. W tym desperackim momencie zadzwonił telefon, to był mój przyjaciel z wiadomością, że załatwił mi (pierwszą) pracę. Co za ulga, od tej pory nigdy już nie wróciłem do „dziesiątki”. Doskonale pamiętam też jak załamany powyższą pracą zakupiłem potem Okami na premierze, by choć trochę od niej uciec. Do dziś widzę minę kolegi, który nie był graczem i widział jakie pudełko wziąłem z półki. Żeby było jeszcze lepiej mam dokładnie w głowie to, że zakupu dokonałem w konającej już sieci Mega Avans. Inną podróż po gry miałem chwilę wcześniej, tuż po zakupie Xboksa 360. Brałem wtedy Top Spin 2 i PES 2008, a podczas powrotu do domu spędziłem jedne z ostatnich chwil z przyjacielem, którego zmieniła potem straszna choroba.

Nie zapomnę też jak biegłem po lodzie i hałdach śniegu, trzymając w garści druczek awizo, by tuż przed zamknięciem poczty na nią wpaść i otrzymać pakunek z Pro Evolution Soccer 3. Towarzyszyło mi dwóch kumpli, którzy chwilę potem siedzieli już przed moim 14calowym telewizorem, czekając na pierwsze mecze… Potem wszyscy ćwiczyliśmy, by jechać na pierwsze Mistrzostwa Polski współorganizowane przez Neo Plus. Zapisy były telefonicznie, a ten turniej sprawił, że złapałem bakcyla do jeżdżenia na kolejne.

Przy odrobinie wysiłku przypominam sobie w co grałem kiedy byłem bardzo chory, kiedy byłem bliski depresji, kiedy byłem bardzo szczęśliwy i kiedy w moim życiu zachodziły wielkie zmiany. Wciąż mam przed oczami moment otrzymania pudełka z GTA IV, moment powrotu do domu z N64 w plecaku, piękny leniwy weekend z Way of the Samurai, wciąż słyszę muzykę którą puszczałem sobie podczas ogrywania Tekkena 4.

Kiedy czasy były dla mnie lepsze i gorsze zawsze obok stał jakiś ogrywany tytuł. No More Heroes nigdy nie skończyłem, bo przerwało mi to mocno traumatyczne złamanie ręki. Od tamtego momentu zresztą posypało mi się tyle rzeczy i spraw, że trudno to opisać. Kłopoty mnożyły się jeden za drugim. Z L4 na jakim później byłem, po drugiej operacji, zapamiętam jednak np., że ukończyłem MGSV i Bloodborne. Tak to wygląda kiedy w pędzie życia jedną z niewielu stałych jest to, że gdzieś na półce leży pad i czeka jakiś hit pozwalający trochę odetchnąć. Przypominanie sobie tych tytułów to jak granie na wspomnieniach.