Nintendo Labo – malowanie kartonów wciąż bawi

Nintendo przygotowało bardzo miłe niespodzianki na styczeń 2018. Najpierw Nintendo Direct Mini z wieloma bardzo dobrymi zapowiedziami, potem prezentacja Nintendo Labo. Dzięki wyjątkowym właściwościom Switcha, połączeniu ich z ideą Google Cardboard, i standardową już u Nintendo dziecięcą radością otrzymujemy bardzo niezwykły eksperyment.

Łącząc kartonowe elementy z rozłożonym na dwa Joy-cony i ekran Switchem stworzono produkt, który dosłownie uczy i bawi. Nazwa Nintendo Labo jest tu idealna bo będzie to zestaw do tworzenia i eksperymentów. Labo totalnie nie trafi do konsumentów w krajach takich jak nasz (cena zestawów – 69 i 79 dolarów – boli), jednak w USA czy Japonii dla części dzieciaków nie będzie lepszej zabawki. Karton, konsola, rysowanie, łączenie elementów i interakcje ze sprzętem? To jak najlepsze połączenie lekcji plastyki, techniki i wprowadzenie w świat nauki przyszłych wynalazców i myślicieli. A nawet jeżeli Nintendo Labo nie okaże się być zabawką zbawiającą świat to dalej wygląda na najciekawszy prezent dla najmłodszych od czasu klocków Lego.

 

Pomysł, projekt i wykonanie są genialne. Wygląda to niczym ponowny start Switcha – w mniej niż rok po jego premierze. Nintendo znów schyla się po konsumentów, których wszyscy inni mają gdzieś. Sony chce nam sprzedać gogle VR bez gier, a Oculus i Vive są jeszcze droższe i wymagają jakiś dziwacznych kombinacji z pecetem. Dodatkowo wpędzają się we własną niszę starych gości tonących w morzu kabli, za ogromne pieniądze i z niewielkim efektem. W tym samym czasie Nintendo po prostu wycina kartony. I z tymi kartonami idzie do osób, które jeszcze potrafią się czymś zaskoczyć, szczerze zaśmiać, zachwycić, zainteresować.

 

Jestem pod wielkim wrażeniem tego jak Big N potrafi obserwować konsumentów. Naprawdę nie trzeba robić plastikowych przystawek czy innych ustrojstw w czasie gdy w pokoju każdego dziecka, na całych świecie, integralną częścią wszystkich zabawek jest pomazany pisakami karton. Wystarczy tylko to zobaczyć, połączyć z technologią jaką się ma i pokazać, że zatrudnia się świetnych projektantów.

To całkowicie drugi koniec skali gier wideo. Nie da się już chyba być dalej od pogoni za 4K, always online, streamingu, e-sportu, early access i całej reszty tej smutniejszej (bo szukającej nie tego co trzeba) strony gamingu. Nintendo jest jak archeolog, który tam gdzie wszyscy odkryli wspaniały skarb i pobiegli już szukać następnego, zostaje z łopatą, kopie głębiej i natrafia na prawdziwą żyłę złota.

 

Nintendo Labo (prawie jak Lavo) wygląda właśnie na taki kolejny złoty strzał. I choć totalnie nie jest skierowany do graczy takich jak ja, to oglądając tę prezentację z chęcią znów rozsiadłbym się na dywanie i zaczął łączyć ze sobą kolorowe kartony. Jako produkt dla młodzieży uczęszczającej do podstawówki nie widziałem w branży gier nic lepszego i ciekawszego od bardzo bardzo dawna.

Premiera 20 kwietnia 2018.